Najgorzej na rokoszu wyszli różnowiercy. Ostatnia to by ta przystań dla nich, z której wymierzyli ostatni atak na Kościół katolicki. Atak chybił na całej linii, okazała się bezsilność różnowierstwa, iż ono już jest nieznaczną frakcyą, nie mającą punktu oparcia w kraju, szukającą go w Siedmiogrodzie u Gabryela Batorego. Pokazało się, że oprócz hetmana p. lit., Krzysztofa Radziwiłła i Janusza Radziwiłła na Litwie, oprócz Rafała Leszczyńskiego i Grudzińskiego w Wielkopolsce, Kalwini i Lutrzy, do niedawna tak liczni i butni, przywódców i patronów więcej nie mają, a przy rokoszu wytrwali do końca, oprócz katolika Zebrzydowskiego, dwaj tylko heretycy senatorowie, ks. Janusz Radziwiłł i kasztelan parnawski, Stabrowski, inni wycofali się wcześnie, pozostali tylko dii minorum gentium, jak Stadnicki, Herburt, Łaszcz, ostatni trybuni-krzykacze różnowierstwa. Odtąd ono nie „walczy“ z Jezuitami, ale próbuje
pomówienia Skargi o tchórzostwo, a Jezuitów o zmienność przekonań i „apoteozę szlacheckiej wolności“. Najniesłuszniej, bo Skarga w kazaniu wiślickiem 1606 r. nie cofa, ale owszem potwierdza, co w kazaniu VI sejmowem mówił: „Jam królowi JM. nigdy monarchii absoluti dominii nie przytaczał... alem często chwalił monarchią... aby obtoczoną była i arystokracyą i demokracyą, a Pan (król) radą i prawem okraszony był... Kto inaczej na mnie mówi, niech wystąpi. Ja mam wszystkiej Korony po sobie świadectwa i jawna, a nie pokątna jest nauka moja, którą... spotwarzyć mogą, ale dowieść fałszu i nieprzyzwoitości jakiej nie mogą“. A już tego ani p. Bobrzyński, ani najbystrzejszy krytyk nie wykaże, żeby Jezuici przed czy po rokoszu w kazaniach, lub w pismach swoich, „apoteozę szlacheckiej wolności“ opiewali, albo „występowali z doktryną, że Kościół katolicki najlepszym swawoli szlachty jest stróżem, że złota wolność a katolicyzm są to dwa jednostajne pojęcia“; za śmiały to zarzut.
Dlaczego więc opuszczono w edycyi kazań Skargi 1610, kazanie „o monarchii i królestwie“? Dla bardzo prostej racyi. Z biedą wielką stanęła pacyflkacya na sejmie 1609, ale umysły jeszcze nie były uspokojone, a bądź co bądź powyższe kazanie napsuło dużo krwi trybunom szlacheckiej wolności, służyło im za substrat krzyków na króla, że do absolutum dominium dąży, na Jezuitów, że mu je doradzają. Ponowne więc ogłoszenie jego w takiej chwili nie było pożyteczne, a mogło się wydać prowokacyjnem i dla tego je opuszczono roztropnie. Wydrukowano je w następnem wydaniu.