zbiera się tylko na sejm, przeto trudno tu przekonać tak liczne obywatelstwo“[1]. Nic prawdziwszego nad to, ale właśnie dla tego „wielogłowego“ rządu w Polsce polityczny wpływ Jezuitów na króla, dwór i rząd, nawet gdyby się usadzili na to, aby go wywierać, stawał się wprost niemożliwy, a już najmniej mógł go zdobyć i wywierać spowiednik króla, bo ten król, jak to wykazałem wyżej, byt bez rzeczywistej władzy rządzącej.
Nikt z historyków nie pomawiał Zygmunta Augusta, ani króla Stefana, że Jezuitom intrygować i mieszać się do rządów pozwolili. Zygmunt August, jak wszyscy ludzie miękkich obyczajów, był uprzejmy, ale zresztą obojętny dla nich.
Batorego afekt do Jezuitów już znamy. Cenił ich wysoko dla nauki i szkolnego wychowania, ale także dla ich cnoty i rządu. „Oni mu byli potrzebni“ jako instytucya naukowa i dla tego zakładał im liczne kolegia. Wezwał ich na swój dwór jako kaznodziei i spowiedników, więcej może przez naśladowanie monarchów Zachodu, skoro, jak wiemy, taić kazał także przed nimi ostatnią swą chorobę i umarł bez ich duchownej pomocy. Ale bądź co bądź, tem wezwaniem do swego dworu dał wymowny a publiczny wyraz swej czci i poważania dla zakonu.
Zygmunt III z początku swego panowania zżymał się podobnie jak Batory na „wielogłowy“ rząd w Polsce, i on także „malowanym królem“ być nie chciał. Ale sejm inkwizycyjny, sejmy 1603, 1605, 1606, 1607 i 1609 przekonały go, że „malowanym królem“ pozostać musi. Więc, jak mógł, zasłaniał tę niemoc królewskiej władzy na zewnątrz; wobec Rzymu i Europy umiał zachować powagę królewskiego majestatu, a z nim i Polski. Dla tego też, częścią dogadzając własnej pobożności, częścią za przykładem monarchów Zachodu i króla Stefana idąc, zaprosił ich na królewskich kaznodziei i spowiedników, otaczał swą opieką, a z jenerałem zakonu wszedł w wymianę listowną. Tak np. przez odjeżdżającego do Rzymu prowincyała Campano pisał pod d. 13 wrześ. 1591 z Niepołomic do Akwawiwy, że z prawdziwym żalem wypuszcza z Pol-
- ↑ Relacye nuncyuszów II, 77.