Zygmunta nie można nazwać „krzywoprzysiężcą“[1]. Ze Zygmuntowi wychowanemu w pojęciach królewskości i władzy duszno było w anarchicznej rzpltj, że z dniem każdym rozumiał lepiej, iż korona królewska w cierniową mu się zamienia, i dla tego szczerą miał ochotę wynieść się z Polski — nic w tem dziwnego. Do tego przyłączyły się prośby i nalegania ojca Jana o powrót, a wolę tę jako dobry syn szanował.
Ale też nic w tem zdrożnego, bo chciał to uczynić cum voto et consensu statuum ordinumque Incliti Regni Poloniae et M. D. Lithuaniae, jak to wyraźnie stoi w „assekuracyi“ Ernesta. Szczegół to bardzo ważny i nie pojmuję jak mógł ujść uwagi zacnego Szujskiego, który tę, „assekuracyę“ tak jak ja czytał w archiwum tajnem wiedeńskiem, gdzie jest to tam zaznaczone[2]. Po za plecami rzpltj robił Zygmunt przygotowania do opuszczenia Polski na rzecz Ernesta, to prawda, ale czy mógł inaczej, czy mógł, nie przygotowawszy należycie projektu, wystąpić z nim przed stanami? Krył on przed nimi rzecz do czasu, ale zawsze z tym zamiarem, i w tej nadziei, że votum et consensus statuum ordinumque et legitima electio nastąpi Azali to zdrada, krzywoprzysięstwo? Jedno i drugie byłoby wtenczas, gdyby król nie pytając się o votum i konsens rzpltej, zamachem stanu lub przemocą tej cesyi dokonał, ale on tego zamiaru nigdy nie miał i nawet mieć nie był zdolny, i dla tego, gdy się przekonał 1592 r., że stany tej cesyi są przeciwne, odstąpił od niej.
Dlaczego jednak sam obierał następcę po sobie, dlaczego nie złożył korony w ręce narodu — szlachty? Bo chciał rzpltj oszczędzić niebezpieczeństw bezkrólewia, a sobie i Szwecyi zapewnić korzyści, do których miał prawo. Dlaczego więc wypierał się wszystkiego, Maksymilianowi zarzucił fikcyą, zmyślenie? Bo dzięki Zamojskiego zawziętości zrobiono mu z tego crimen, a on czuł, że go nie popełnił, i jako król przyznawać się do tej winy nie mógł. Ileż to razy w polityce i dyplomacyi