książę Zbaraski, nie przestawała Jezuitów pomawiać o mieszanie się do polityki i sympatye austryackie, o chciwość i dążenie do rozwielmożnienia się i zagarnięcia pod siebie wszystkiego i wszystkich, bo nawet episkopatu, tak dalece, że uchwały synodów prowincyonalnych i dyecezalnych wpływom i inspiracyom Jezuitów przypisywano[1].
Echem tej opinii anti-jezuickiej jest historyk biskup przemyski Piasecki, który w swej kronice twierdzi, że „Jezuici w prywatnych rozmowach z królem, do których droga stała im zawsze otworem, naprzykrzając się królowi, tak go ścisnęli, że wszystko za ich radami czynił, a nadzieje i obawy dworzan tylko od ich faworu zależały. Ba nawet w sprawach publicznych podsuwali królowi co ma postanowić, i to z tem większem rzpltej niebezpieczeństwem, że do tej poufałości z królem przypuszczeni bywali ludzie (spowiednik zwłaszcza i kaznodzieja), wzięci od szkół i mistrzostwa nowicyuszów a politycznych spraw nieświadomi zupełnie. I to było jedyną przyczyną błędów, popełnionych nietylko w sprawach domowych, ale i w publicznych, jak postępowanie króla w sprawach w Moskwie, Szwecyi, Inflantach. A jednak miano to prawie za zbrodnię świętokradztwa, gdyby ktoś ich czyny lub mowy śmiał zganić i nikomu z tych, którzy im nie przyklaskiwali, nie stał otworem wstęp do dygnitarstw“. Ta wszechpotęga Jezuitów na dworze królewskim miała sojusznika i narzędzie w osobie podkomorzego Boboli. „Ale spuścili nieco z tonu, utraciwszy tego Bobolę († 1616), sztuczek ich takich sposobne narzędzie“[2].
Kto zbyt wiele dowodzi, niczego nie dowodzi. Widoczna a niedorzeczna przesada w świadectwie Piaseckiego nie zraziła historyków późniejszych; przyjęli je za credo antijezuickie: Niemcewicz, Siarczyński, Bandtke, Krzyżanowski, Moraczewski, Schmitt, Szujski, Bobrzyński, Kubala itd. itd. i wszyscy, co z nich wypisali drugorzędni historycy i publicyści. Nazwano Jezuitów „doradcami“, ba nawet „ministrami“ Zygmunta III, pod których tchnieniem król ten oddawał się „mrzonkom politycznym“, dopuścił się „jawnej zdrady“, a Polską rządził tak niezdarnie, że „czego się tknął, wszystko mu się nie udało“.