nie ma — ja sumiennie, szczerze, dla mojej własnej informacyi w archiwach zakonnych szukałem — i nie znalazłem. Więc jeżeli takiego dokumentu niema, jakiem prawem i jakiem czołem historyk odważa się twierdzić, że Jezuici byli „doradcami, ministrami“ króla, a doradzali mu „mrzonki“ polityczne? O. Argenti w swym liście do Zygmunta (str. 42) przypomina mu, że podczas sejmu 1613 w Warszawie, mając oficyalne jako wizytator u króla posłuchanie, dopraszał się na mocy urzędu swego od niego, aby mu król szczerze powiedział, czy Jezuici, zwłaszcza nadworni, istotnie do spraw politycznych się mieszają lub z radami swemi się mu narzucają? Król mu na to: „Nie prawdą jest, jakoby się Jezuici do polityki mieszali; nie prawdą jest, jakoby się do wakansów i nominacyi wtrącali, nicby nie wskórali, bo ja mam swoje racye i swój sposób promowowania. Baśnie to, na podejrzeniach i domysłach oparte, nie należy na nie zważać“. Niepodobna, żeby Zygmunt takiego wyznania nie uczynił, skoro się na nie w publicznem piśmie do króla powołuje wizytator zakonu. Jest to przynajmniej tyle poważny dokument historyczny, jak twierdzenia Piaseckiego. Argenti zaklinał króla, aby nigdy żadnych rad, ani intercesyi, gdyby pochodziły od Jezuitów, nie przyjmował.
Nuncyusz Honorat Visconti, który pięć lat bawił przy dworze polskim, a więc jeszcze za Zygmunta III, w relacyi swej do kard. Barberini 1636, zauważył trafnie, że „spowiednik królewski, który w innych krajach, mianowicie w Hiszpanii i Flandryi, ma wielkie znaczenie i wpływ na sprawy publiczne, w Polsce niczem się innem nie trudni, tylko sumieniem królewskiem“, że „królowi w tym wolnym kraju każdy może robić na przekór“, że „jeżeli król polski ma jakie zamiary, nie może ich nikomu powierzyć i musi się radzić własnego rozumu, zwłaszcza jeżeli te nie zgadzają się zupełnie z interesem stanu szlacheckiego, bo w takim razie nie byłoby bezpiecznie zwierzyć się
i ministrów królewskich“ mieć chciano. A nadto ci Patres aulici lubo mieszkali na zamku, ale w oddzielnym gmachu i stanowili osobną rezydencyą nadworną liczną dosyć, bo każdy miał swego brata zakonnego dla usługi. Nie mogli też kiedy chcieli pójść na pokoje królewskie, ale prosić musieli o posłuchanie, albo gdy wezwani zostali przez króla. (Archiv. Prov. Pol. Catalogi breves).