starej daty szlachcic-dworzanin, prawy i prawdomowny, twardy dla siebie i charakteru hartownego, a doświadczenia wielkiego, nakazywał się szanować. Była to na dworze Zygmunta postać piękna, czcigodna, a do tego w rzeczach wiary nie znająca zmiany ani kompromisu; nowinki religijne zawsze mu obce, odkąd zapoznał się z Skargą i jego duchem przejął, stały mu się wprost wstrętne i razem ze Skargą uważał je za źródło rosnącej z dniem każdym politycznej anarchii w kraju.
Nie myślę przeczyć, że król Zygmunt z tym sekretarzem a potem podkomorzym swoim, acz nie wiem czy często i wiele, bo i w swej komnacie był małomowny, rozmawiał o sprawach publicznych, o wypadkach bieżącej chwili, o ludziach, którzy do dworu z żądaniami i prośbami swemi się cisnęli lub na chwilę stali się głośnymi, że może nieraz pytał go o zdanie, może też i sam Bobola, myśl swoją i zdanie mu otwierał — ależ na miły Bóg, każdy król z każdym podkomorzym w podobny sposób postępuje. Nie bierze się przecie na podkomorzych królewskich lada kogo, jeno ludzi zaufanych, roztropnych a dyskretnych, a mając ich ciągle niemal przy swym boku, nie podobna z nimi grać w mruczka, albo ograniczać się z nimi na urywanych słowach i poleceniach jak oficer z swym ordonansem.
Powiem więcej. Z urzędu swego podkomorzy nie raz jeden wtajemniczony być musiał w sprawy poselstw zagranicznych, bywał i Bobola i jak znów publicznie świadczy O. Bembus „miewał od włoskich, hiszpańskich, niemieckich, francuzkich narodów w sprawach rozmaitych pisania, a za jego dyrekcyą siła się interesów odprawowało, co wszystko nie potęga, ani bogactwa, ale cnota jego doznana sprawowała“. Nie przeczę też, że i w rozdawaniu wakansów, o które głównie chodziło, król szukał informacyi także u podkomorzego. Ażaliż mu to nie było wolno? Ażali w tem zdrożność jaka? Zygmunt przez powolność swą a może i wyrachowanie, nieraz latami zwlekał z rozdaniem wakansów; długo domyślano się naprzód komu je odda, on najczęściej oddawał temu, o kim najmniej myślano. Nie był to charakter, którym jak murzynek słoniem powodować można było; owszem narzekano nieraz na Zygmunta, że jak raz sobie zdanie o czem wyrobi, to mu sześcioma końmi z głowy nie wywiezie. Nuncyusz Visconti pisał o nim, że „był
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 2.djvu/70
Ta strona została przepisana.