Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 2.djvu/83

Ta strona została przepisana.

ciągnęli młodszą bracią, a w latyfundiach swoich, używając na podstawie konstytucyi warsz. 1573 r. praw „pana i dziedzica“, zbory i parafie oddali Katolikom, — to wszystko prawda, ale to nie jest przecie prześladowanie różnowierców, jeno spełnienie powołania swego zakonnego. Zygmunt zastał już Jezuitów w Polsce, a nie miał powodu ani prawa banitowania ich z kraju, lub ograniczenia ich działalności zgodnej z regułą zakonną; świadczył im nie więcej jak innym zakonom, a nie równie mniej jak król Batory. Dla różnowierców był raczej za słaby, tolerował ich konspiratorskie zjazdy w Radomiu, Chmielniku, Toruniu, Wilnie i indziej, na których więcej rozprawiano o królu jak o religii; cierpiał ich w senacie, na urzędach i starostwach, iż mu o to Stolica św. wymówki czyniła, a on się jej przysięgą na konstytucyą warszawską 1573 r. z swej tolerancyi tłumaczył. Za półwiekowego prawie panowania tego króla na 28 walnych sejmach nie stanęło ani jedno prawo ścieśniające wolność religijną dyssydentów, za to zapadały wyroki sejmowe, karcące swywolę i rozruchy różnowierców, a to co było aktem sprawiedliwości, oni nazwali prześladowaniem. Przekonamy się o tych prawdach w ciągu naszego opowiadania nie raz jeden.
Tumultom, których ofiarą padło kilka, nie więcej, zborów, żaden król zapobiedz nie był w stanie; należało to zresztą do urzędów miejskich. Przecie i dzisiaj, przy tak wydoskonalonych urządzeniach policyjnych, powtarzają się sporadycznie rozruchy nierównie krwawsze, jak za Zygmunta, a nikt o to nie wini monarchów i doprawdy dzieciństwem jest, zburzenie kilku zborów w ciągu 45 letniego panowania tego króla, nazywać prześladowaniem różnowierców, zwłaszcza, że jak w Krakowie 1591, tak i indziej oni sami powód do tumultów dali. Jezuici nietylko nie byli sprawcami onych tumultów, ale oni i domy ich padały ofiarą fanatyzmu różnowierczego w Elblągu, Rydze, Dorpacie, Toruniu, Gdańsku. Wypędzano ich, bo „obecność ich drażniła protestantów“, — tłumaczą naiwnie te wybuchy nietolerancyi rożnowierczej nowsi historycy z Bandtkem na czele.
Skoro więc za króla Zygmunta nie było prześladowania dyssydentów, pomimo, że ich upadek z dniem każdym stawał się widocznym to Jezuici, spowiednicy, kaznodzieje i wrzekomi