Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 2.djvu/87

Ta strona została przepisana.

przy bliższem badaniu komisyi pokazało się, że dysunici nie są w stanie udowodnić słuszności swych żądań, że skargi ich i żale są przesadzone, w najważniejszych punktach bezpodstawne. Skończyło się znów na przedłużeniu interim i umorzeniu wszystkich procesów. „Uspokojenie ludzi ― brzmi konstytucya sejmowa ― w religii greckiej rozróżnionych, dla nawalnych rzpltej spraw na przyszły sejm odkładamy, a teraz pokój ab utrinque (z obojej strony) tak duchownym jako i świeckim ludziom cuiuscunque status et conditionis (wszelakiego stanu, a więc i Kozakom) zachowamy. Procesy jednak wszelakie zadworne i komisarskie, dekrety, banicye, sekwestry, suspensy, ratione (z powodu) rozróżnienia w religii, jeżeliby się jakie ab utrinque okazały, kasujemy“[1].

Plasterek ten nie zagoił rany, owszem ją rozognił. Borecki i Smotrzyski, rozzuchwaleni bezkarnością za dawne knowania z Cargrodem i Moskwą, wynagrodzeni prawie za nie zaproszeniem do komisyi, wróciwszy ten na Litwę, tamten na Ukrainę, burzyli dalej mieszczaństwo białoruskie i Kozaków, którzy już nie na gwałty tylko, ale na mordy się odważyli. Oficyał metropolity, Antoni Gregowicz, opadnięty nocą w swem mieszkaniu w Kijowie przez Kozaków, wywleczony z łóżka, zbity i utopiony w Dnieprze. Takiego samego losu doznał od Kozaków archimandryta w Czerwonogrodzie Mateusz. Czterech Bazylianów, których Rutski wysłał do Kijowa, do katedry św. Zofii, (mądrości Bożej), pojmali Kozacy 8 września 1621 r., okutych w kajdany więzili w Trechtymirowie sześć tygodni, stawili potem przed sąd hetmański, który ich wprawdzie wolno puścił, ale zagroził śmiercią, gdyby który z nich lub jakikolwiek unita w Kijowie się zjawił. Podobne mordy działy się i indziej. Wizytator przemyski, Bazylianin, Antoni Butkiewicz odprawiał mszę św. w dzień wielkanocny, opadli go pop schizmatycki z swym bratem i zarąbali siekierami u ołtarza. Na Białej Rusi, dzięki agitacyi piórem i słowem Smotrzyskiego, jego popów i bractw cerkiewnych, przychodziło do częstych rozruchów, do spisków i zamachów na życie samego arcybiskupa Józafata Kuncewicza ― którego kanclerz Lew Sapieha niesłusznie o fa-

  1. Vol. leg. III, 217.