Łatwo pojąć zakłopotanie jenerała i Jezuitów, ale w najfałszywszem położeniu znalazł się nowicyusz Jan Kazimierz, bo nietylko przykrości jenerała i zakonu zwaliły się na niego, on za nie odpowiadał, ale prawość jego charakteru w wątpliwem wystąpiła świetle i to go truło najbardziej. Więc w długim, łacińskim liście 2 stycznia 1644 r., roztrząsa sumienie królewskie i przypominając każde niemal słowo, każdy szczegół rozmowy, dowodzi, że przez O. Leyera i osobiście prosił kilkakrotnie i otrzymał pozwolenie króla na »zmianę stanu« i wstąpienie do Jezuitów. Upewnia go o swej stałości w powołaniu i załącza listy od cesarza, królowej francuskiej Anny, palatyna Renu i jego żony a swej siostry Anny Katarzyny, winszujące mu tego kroku i życzące wytrwania.
Król, który z dworem bawił w Wilnie, przypisał autorstwo tego listu Jezuitom i w gniewie swym wydalił ich z dworu, gdzie mieli rezydencyę. Pstrokońskiemu i Wituskiemu kazał się sekularyzować i tylko królowej pozwolił zatrzymać swego spowiednika O. Schoenhofa. Gdy 29 lutego 1644 r. wizytator Banfi przez Albrechta Radziwiłła prosił o posłuchanie, król odmówił, gdy ten ponowił prośbę, król nazwał to bezczelnością i 2 marca wyprawił do wizytatora i wileńskich Jezuitów marszałka nadw. Tyszkiewicza, aby im oznajmił gniew królewski i wolę, iżby żaden z nich nie postał u dworu, chyba zawołany.
Do królewicza odpisał król przez sekretarza Fantoniego (już 2 lutego) zbijając punkt po punkcie jego twierdzenia, własnoręcznie zaś dodał: »Proszę ciebie na Boga, abyś się nie kwapił (z święceniami i profesyą) i owszem uważył, co za krzywdę w tem czynisz rodzicowi swojemu, który nas na podporę domu swego wychował, a nie dla tych szalbierzów, którzy wszystkiem światem a pono i niebem łudzą. Żal nie dopuści więcej pisać«.
Gniew królewski nie trwał długo. Po śmierci królowej Cecylii król w liście 1 kwietnia i przez ajenta swego w Wenecyi Buchalina, namawiał królewicza do wystąpienia. Ale gdy ten okazał się stałym, użyczył mu król włoskim listem z Warszawy 16 lipca 1644 r. tyle upragnionego pozwolenia, uwiadomił o tem jenerała, a Jezuitów przyjął napowrót do łaski, powierzając »anielskie dziecię« Zygmusia wychowaniu O. Schoenhofa.
Stałość królewicza ledwo utwierdzona lipcowym listem króla, wystawioną została już we wrześniu na ciężką próbę. Duchem kusicielem był rezydent królewski w Rzymie, opat Ursus. Ten niepytany, nieproszony, jął przedstawiać nowicyuszowi, że nowy papież Innocenty X Pamfili (Urban VIII † 29 lipca 1644 r.), przyjaciel domu Wazów, zachował dla niego kapelusz kardynalski, niech tylko rozpocznie starania, a nie czekając, prosił sam papieża o kardynalską godność dla nowicyusza królewicza. Papież na to: » Niech król pisze, a uczynimy co będzie z honorem domu królewskiego«. W te tropy pognał Ursus do nowicyusza i wymógł na nim, że z końcem września 1644 r. wyprawił do króla ks. Piotra Stefanowicza, polskiego pe-