czały się wcale. Przekwit na Zachodzie klasycyzmu, i ogólne obniżenie się nauk, wskutek wojny 30-letniej. Więc chociaż synowie majętniejszych rodów »polerowali się« po dawnemu za granicą, to niewiele nauki i zamiłowania do nauk przywozili z sobą, bo jej tam nie znaleźli. Wreszcie »otyłość polityczna« narodu, leniwa jak do czynów politycznych, wojennych, tak do nauki. I po co miał się wiele uczyć panicz lub szlachcic polski? Oprócz kanclerstwa, inne urzędy i dygnitarstwa rzpltej nie wymagały wielkiej nauki. Nie było w Polsce takiego stałego stanu adwokackiego jak francuskie barreau; terminowano u patronów trybunalskich po rzemieślniczemu, ucząc się prawa tylko praktycznie. Rodami, jakby dziedzicznie, szły województwa, kasztelanie, marszałkowstwa, starostwa, wreszcie i wojewódzkie i powiatowe urzędy. Byle bene natus et possessionatus, a miał protekcye możnego »królika« i wrodzoną swadę, to wykształcenie, jakie szkoły średnie dawały, wystarczało do życia publicznego i urzędów. Z upadkiem miast, ubywało też mieszczańskich uczniów, pilnych zazwyczaj i chciwych nauki, bo ta im dawała chleb i szlachectwo. Przeciętny szlachcic kończył nauki na retoryce, nie wielu słuchało loiki, a jeszcze mniej odbyło zupełny kurs nauk filozoficznych z stopniami akademickimi. Takich ceniono bardzo w gminie szlacheckim, sławiono.
W wykształceniu też samychże profesorów Jezuitów nastała zmiana niekorzystna, i to dzięki życzliwości króla Władysława. Aż do 1645 r. nietylko wizytatorowie ale i prowincyałowie, a nawet niektórzy rektorowie byli cudzoziemcami; na katedry też teologii i filozofii jenerałowie przysyłali profesorów: Włochów, Hiszpanów, Niemców. Markotno to było polskim Jezuitom, więc kongregacya prowincyalna w Ostrogu 1645 r., przedłożyła z wszelką uległością jenerałowi życzenie, ażeby im dawano prowincyałów ex indigenis t. j. Polaków i Litwinów. Król zaś Władysław dowiedziawszy się snać od biskupa Pstrokońskiego, który pomimo sekularyzacji, zawsze się za Jezuitę uważał, o tej przykrości polskich Ojców, wystosował dnia 13 kwietnia 1646 r. list do jenerała Caraffy, upewniając go, że »wśród polskich Jezuitów dosyć jest znakomicie uczonych i światłych mężów. Dziwno nam więc, że Wielebność Wasza przysyła tu do Polski z obcych narodów św. teologii doktorów, którzy w kolegiach wykładają. Szkodzi to dobrej sławie zakonu w Polsce. Ita censura nostra regia judica mus i dlatego uprzejmie żądamy, aby raczej rodowitych Królestwa tego Ojców, a nieskądinąd przyzwanych, na katedry i inne urzędy promował. Przez to zaradzi się dobrej tutaj sławie zakonu«.
Odtąd rodowici Polacy powoływani by wali na prowincyałów i profesorów nauk wyższych, ale przez to zerwana nić łączności naukowej z Rzymem i z zagranicą, równocześnie bowiem zaprzestano wysyłać tam zdolnych, młodych Jezuitów na wykształcenie. Domatorstwo szlacheckie rozsiadło się w akademii i szkołach wyższych jezuickich, z niemałym dla nauk uszczerbkiem. Późno, bo dopiero za Augusta III błąd ten naprawiono.
Zanim jego skutki dały się we znaki, grono uczonych Jezuitów pisarzy wyszło z obojej prowincyi, koronnej i litewskiej, nieliczne, bo olbrzymia praca szkolna i kapłańska, nie zostawiła swobody i czasu do zabaw naukowych; na tę pracę, Jezuitów było stanowczo za mało.
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu/115
Ta strona została przepisana.