jach wojska, niedoczekawszy się żołdu od sejmów, zawiązało 1661 r., konfederacyę pod laską Świderskiego. Zamiast uderzyć na Moskwę, jak król, sam nawet Chmielnicki i han tatarski wzywali, i wyprzeć ją z Ukrainy i Litwy, rozkwaterowali się konfederaci wojskowi po dobrach królewskich i duchownych i przez 2 prawie lata wybierali żołd, łupiąc je nielitościwie. Dostało się i jezuickim, wyniszczonym już przez Szwedów i Siedmiogrodzian majątkom. Zwolna więc, latami całemi, dźwigały się z ruin kościoły, kolegia, a niektóre, jak w Ksawerowie, Kijowie, Perejasławiu, Nowogródku siewierskim, Smoleńsku, zniknęły raz na zawsze.
Naukom też i szkołom stał się uszczerbek wielki. Zazwyczaj na pierwszą wieść o inkursyi kozackiej, o najeździe Moskwy lub Szweda, rektorowie rozpuszczali młódź szkolną, a kleryków zakonnych z profesorami wyprawiali w bezpieczniejsze miejsca. Gdy się uciszyło nieco w okolicy, otwierali szkoły, naturalnie, że nieliczne i dorywczo, bo niepewni jutra, prowadzili naukę. Bywało, że w jednym roku po kilka razy rozpuszczano i zbierano szkolę, inne, jak i sama akademia wileńska, przez lat 6 i więcej były zamknięte. Jak tu w takich warunkach myśleć o rozwoju nauk i wychowania szkolnego?
W ślad za wojną głód, mór, zaraza. Szwed i Moskwa ustąpiwszy z miasta, zostawiali zaraźliwe choroby, tyfusy, dyzenterye. Dotkniętym niemi, pomoc nieśli Jezuici i umierali gęsto. W Płocku np. padli ofiarą poświęcenia OO. Wojciech Pepłowski, Stanisław Męczkowski, Łukasz Paprocki, bracia Burchart i Rosenstam; w Drohiczynie O. Jan Sawicki; w Reszlu OO. Stanisław Kosiński, Łukasz Załuski i 8 księży i braci i t. d. Kto wszystkich wyliczy?
Spory też zastęp Jezuitów służył ojczyźnie w obozach. W pułkach królewskich bywało ich stale 5; w dywizyi Czarnieckiego dwóch, OO. Adryan Pikarski, autor pamiętnika o ucieczce i pogromie księcia Rakoczego i Dąbrowski. Byli i w chorągwiach Dymitra Wiśniowieckiego, Koniecpolskiego, Jana Sapiehy, Sobieskiego, Rewery Potockiego, Gosiewskiego, którego na śmierć, zadaną przez własnych żołnierzy 1662 r., dysponował O. Samuel Kuderowski.
Król Jan Kazimierz, cudem prawie uratowany w potrzebie Zborowskiej, zrozumiał, że komisyami i ugodami bunt Chmielnickiego, który jak książę udzielny przyjmował w Czechrynie posłów od Tatar, księcia siedmiogrodzkiego, hospodara wołoskiego i Turków, zażegnać się nie da jeno eksterminacyjną wojną. Więc chociaż sejm grudniowy 1650 r. uchwalić miał pospolite ruszenie Korony i Litwy, wzmocnienie Krakowa, Lwowa, Kamieńca i Smoleńska, a województwa podatki na 30.000 zaciężnego żołnierza, król postanowił żądać pomocy wojskowej od Ferdynanda III, dla wybadania zaś usposobień cesarza, wyprawił O. Jana Adriani, Włocha, prefekta nauk w Wilnie, 22 listopada 1650 r. Chodziło o 8.000 wojska, konnicy i piechoty, któreby pod zdolnym jenerałem na granicy Polski stojąc, stra-