Tegoż dnia wieczorem komisya wykonawcza, oddała przy nader licznem zebraniu kleru i ludu, kościół Panny Maryi OO. Bernardynom.
Niesłychana w Polsce surowość toruńskiego dekretu i jego wykonania, thomisches Blutbad przez protestantów nazwana, miała swą przyczynę nie w fanatyzmie Jezuitów i Polski, ale w szalbierczym charakterze króla Augusta. Chciał on Polski dziedzicznej dla siebie, potem dla syna, gotów na uszczuplenie jej granic i w tym celu układał plany rozbioru z królem pruskim 1710 r., z carem Piotrem 1714 r., i znów z królem pruskim 1721 r.; ale ci mili sąsiedzi woleli mieć cała Polskę anarchiczną, bezsilną, niż umniejszoną, lecz silną dziedzicznością tronu i rządem. Więc po tylu daremnych próbach, powitał August sprawę toruńską jako środek do swego celu. Rozumiał, i utwierdzali go w tem ministrowie sascy Fleming i Manteuffel, że krwawy wyrok na Torunian, poruszy protestanckie dwory do interwencyi dyplomatycznej, a może nawet zbrojnej. Wtenczas on wykaże im bezsilność swą królewską wobec anarchicznej konstytucyi Polski, niech mu dopomogą do odzyskania »starej« władzy króla i senatu, a zobaczą, że przywróci protestantom, tak srodze gnębionym w fanatycznej rzpltej, prawa z XVI wieku i zupełną wolność. Stało się to, czego pragnął. Przez kilka miesiecy Prusy, Anglia, Szwecya, Dania, a nawet Rosya, zarzucały groźnemi notami króla, Polskę, cesarza Karola, powołując się na pokój oliwski, grożąc armią 50.000 ludzi, aż tu śmierć cara Piotra dnia 8 lutego 1725 r., który jeden, acz z innych pobudek, gotów był wystąpić zbrojno, rozbiła w puch sztuczne groźby i nadzieje. Jezuitom pozostało tylko odium, nienawiść spotęgowana protestanckiego świata, objawiająca się w stu kilku pismach współczesnych, pokutująca jeszcze dzisiaj w rozprawach uczonych i mowach parlamentarnych.
Doba szczęśliwości saskiej (1717—1764 r.) ujęta w szlacheckie przysłowie: »za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa«, a politycznego unicestwienia rzpltej, przerwaną została sukcesyjną wojną polską 1731—1736 r. Konfederaci dzikowscy, partyzanci Sasa i wojska saskie, a nadewszystko Kozacy jenerała Lascy, a potem Münnicha, forytujący Fryderyka Augusta III wbrew woli narodu na tron polski, żywiąc się własnym przemysłem, lub wybierając żołd na racye i porcye, i nakładając kontrybucye za »sprzyjanie partyi przeciwnej«, złupili do szczętu kolegia i domy jezuickie, zwłaszcza na Litwie i Białejrusi, skąd pod pozorem rewindykowania zbiegów Moskwa uprowadziła do 300.000 ludu, wiele poddanych jezuickich, a za korzyści ciągnione z nich przez szereg lat, płacić sobie kazała po 80 rubli od chaty. Niedość grabieży; Kozacy znieważali Jezuitów, bili, więzili, aby ukryte skarby wskazali. O. Aleksego Ładyżeńskiego, Rosyanina, nawróconego w akademii wileńskiej, na rozkaz Münnicha, porwano w nocy 1735 r. z kolegium na Śnipiszkach w Wilnie i w kajdanach odwieziono do Petersburga. Tu »pod kijami« namawiano do powrotu do prawosławia, więziono lat kilka, skazano 1747 r. do rot aresztanckich w Sybir, i tam on r. 1756, lub wkrótce potem, męczeńskiego dokonał żywota.