zanemi rękami«, odpowiadał król z niechęcią. Doszło to do uszu panów litewskich, a przez nich rozniosło się po Polsce całej. Odium stąd na nuncyusza wielkie, progenies viperarum, rodem jaszczurczym go przezwano. Zmartwiony nuncyusz, nie ufając listom i kuryerom, wyprawił O. Salmerona 30 listopada 1555 r. z Wilna do Rzymu. Dopiero 22 grudnia, po wielu niewygodach, stanął Salmeron w Wiedniu i stamtąd pisał do św. Ignacego o nieudałej legacyi. Donosił, że król dwie tylko widzi drogi ratunku: sobór powszechny, albo kościół narodowy, gdyż prawie cała szlachta zarażona nowinkami... zagarnia dochody i dobra kościelne, a nawet ziemie i zamki biskupów, bez żadnego względu na sprawiedliwość i słuszność. O wprowadzeniu Jezuitów w tych warunkach nie można i myśleć. »Ponieważ nie mogłem sam zrobić nic dobrego, więc nuncyusz wyprawił mnie do Rzymu w celu przedstawienia stanu rzeczy i z prośbą o pozwolenie na jego powrót«.
Lippomani uważał swą misyę za chybioną, nie przeszła ona jednak bez dodatnich skutków; synody łęczycki i piotrkowski, którym prezydował nuncyusz, zaelektryzowały episkopat; sejm zaś 1556—1557 r. nietylko synodu narodowego nie uchwalił, ale skończył się surowym (niewykonanym jednak) edyktem króla przeciw dalszym zaborom kościołów i dóbr duchownych i przeciw zjazdom (synodom) różnowierców.
Zato burzliwie zapowiadał się sejm zwołany na grudzień 1558 r. do Piotrkowa, na którym różnowiercy postanowili bądź co bądź znieść jurysdykcyę biskupów. Uproszony przez prymasa Dzierżgowskiego Paweł IV, wysłał nuncyusza Kamila Montovato, biskupa z Sutri, a jako wierną radę, dodał mu Jezuitów, O. Piotra Kanizyusza prowincyała podówczas niemieckiego, wsławionego katechizmem i teologicznemi dziełami, administracyą dyecezyi wiedeńskiej i zaufaniem cesarza Ferdynanda I, i O. Teodoryka Gerarda, Belgijczyka, którego z powodu śmierci jego w Wiedniu, zastąpił O. Dominik Mengini. Dnia 28 paźdz. 1558 r. odbył nuncyusz z Jezuitami, którzy jednak zachowali incognito, uroczysty wjazd do Krakowa.
Ale nuncyusz nie miał pieniędzy, nie mógł prowadzić wystawnego dworu, więc go ignorowano. »Polacy nie proszą o nic, pisze Kanizy do jenerała Lajnez, i niewiele żądają pomocy od nuncyusza i odemnie... Jeszcze się nie wyzwoliła Polska z barbarzyństwa... Sprawa religii ciężko utrapiona. Wszystka prawie szlachta sprzyja sekciarzom, broni ich, gdy po wsiach kazania prawią wbrew nawet zakazom biskupów... Ci i liczny kler, bardzo są bogaci, ale mało uczonych z tylu sług Kościoła«. Pomimo incognito, wiedziano w Krakowie, że Kanizyusz i Mengini są Jezuitami: »wyszydzają nas i co dziwna, po imieniu Jezuitami nazywają«.
Do połowy listopada, czynność Kanizyusza w Krakowie ograniczyła się do »odczytu o religii«, mianego d. 23 paźdz. w pałacu biskupa Zebrzydowskiego, który przed nim gorliwego pasterza udawał, dla kleru i akademików. Niewiele więcej miał do roboty Kanizyusz podczas sejmu w Piotrkowie: »Siedzę tu zupełnie bezczynnie... Naukom jedynie oddajemy się w domu i pocieszam zacnego starca legata, którego nic tak nie boli, jak, że nawet duchowieństwo pomocy jego nie bardzo pożąda. Zdaje się, że jesteśmy znienawidzeni u Polaków«. Po drodze wstąpił do Łowicza, do dogorywającego prymasa Dzierżgowskiego, starca »dobrej woli, ale słabych
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu/29
Ta strona została przepisana.