wiedzą i zezwoleniem rządu znosić się mógł papież z katolikami Austryi, a oni z nim; biskupów i księży wychowała na »urzędników duchownych«, wzięła w kuratelę rządową dobra i majątki duchowne, wprowadziła biurokratyzm do administracyi kościelnej, mieszała się szeregiem drobiazgowych przepisów do mszy św., do chrztów, ślubów, pogrzebów, do kazań i wszelkich nabożeństw. W podobny sposób urządziła zakony; zniósłszy nad nimi władzę jenerałów, poddała je biskupom i rządowi, skoślawiła nowicyaty i wychowanie zakonne, i nie bacząc na cel i ducha reguły, kazała wszystkim zająć się duszpasterstwem albo szkołami. Zakony, które się do tego nie nadały, męzkie i żeńskie, zostały rozwiązane i zniesione, fundacye ich zabrane na t. z. fundusz religijny.
Pierwszym, widocznym wynikiem józefińskiej reformy był wielki brak kleru, w Galicyi może większy jak indziej. Szlachta bowiem, z patryotyzmu polskiego nie chciała oddawać synów na księży, austryackich urzędników duchownych, mieszczaństwo ubogie, nie miało za co posyłać ich do szkół, tembardziej utrapiony pańszczyzną lud wiejski. I do zakonów coraz mniej było powołań, bo reguła upadła, a rząd zubożył je, iż większej liczby wyżywić nie były w stanie.
Dość powiedzieć, że w chwili przybycia Jezuitów 1820 r., w samej archidyecezyi lwowskiej wakowało 70 kilka probostw i kapelanii, tyleż w dyecezyi przemyskiej, nie wiele mniej w tarnowskiej, erygowanej kanonicznie 1826 r.
I dlatego to głównie braku księży, arcybiskup Ankwicz, starał się u rządu i cesarza o zatrzymanie Jezuitów w Galicyi; on chciał z nich mieć kler parafialny i pod swoją poddać władzę, i nie kontent był, gdy mu tych Jezuitów zabierano na profesorów tarnopolskich, więc im dokuczał przy egzaminach, odmawiał aprobaty do słuchania spowiedzi, a nawet do kazań, i nękał różnymi sposoby przez lat kilka.
Tymczasem instytut zabrania Jezuitom zajmowania się duszpasterstwem, bo ich parafią to nie miasto lub wsi kilka, ale świat cały. Nie chcieli jednak odmową zrażać arcybiskupa, więc prowincyał Świętochowski, prosił jenerała zakonu Fortis, o wyjednanie dyspensy papiezkiej i otrzymawszy ją na lat 7, przeznaczył 1821 r. po dwóch księży na parafie w Rossowie, Jabłonowie, Jakobenach i Zastawnej na Bukowinie, do Krzywcza, Lipska, Markowej, Nadwornej, Rohatyna, Sidorowa i Tłustego w Galicyi. Przybyły do nich 1824 r. ubogie górskie parafie na Bukowinie, z ludnością przeważnie niemiecką: Fürstenthal, Gurahumora, Karlsberg, Kocmań, Luisenthal. A dalej 1826 r. Pieniaki, Radziechów, Witków, Pistyń, Narol, Założce, tam byli kapelanami szpitalu Panien miłosiernych.
Przemyski biskup Antoni Gołaszewski, który znał jeszcze dawnych Jezuitów i ich instytut, prosił prowincyała o teologa nadwornego dla siebie O. Rószczyca, dwóch spowiedników dla seminaryum kleryków i o »czasowych pomocników«, bez pasterskiej jurysdykcyi i odpowiedzialności, po dwóch do Tuchowa, Brzozowa i Żurowic, trzech do Kalwaryi Zebrzydowskiej, czterech do Mościsk, dwóch do spalonego Łańcuta, na prośbę hr. Potockiego, tyluż do Przeworska dla posługi w szpitalu Panien miłosiernych, i do Jarosławia, gdzie prepozytem był znany z uprzedzeń do Jezuitów ks. Siarczyński, nieco później do Polany i Mrzygłodu, a 1827 r. do Golcowej.
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu/299
Ta strona została przepisana.