ców«, sprofanowało kościół, złupiło folwark, zamordowało mandataryusza Jantę, zbiło kijami i cepami oficyalistów, znieważyło proboszcza z Brzezia ks. Drożdża, a dwóch wiekowych białoruskich Jezuitów kapelanów, Michała Kaweckiego i Teodora Walużynicza, powiązawszy, rzuciło na wóz wraz z pobitymi oficyalistami, i powlokło do cyrkułu w Bochni. Po drodze, gdzie jaka karczma, piło chłopstwo na umór, tymczasem postawieni na straży więźniów chłopi, ściągnęli Jezuitów z wozu, i dalejże okładać cepami. Do O. Walużynicza przyskoczył z widłami parobczak, on zaś zasłonił się od ciosu brewiarzem i grożąc sądem bożym, wstrzymał dzikość okrutnika. Przywiezionych do Bochni, zamknął starosta Berndt w szkolnej izbie, zimnej i bez sprzętów, postawiono im dzban wody i kawał chleba. Uwolnił Ojców arcyksiążę Este, który z vice-prezydentem gubernialnym Lazanskym, wnet po rabacyi, objeżdżał cyrkuły nią dotknięte.
Z Staniątek ruszyli misyonarze Antoniewicz i Szczepan Zaleski, do klasztornej wsi Brzeźnicy. Chłopi tej wsi rej wodzili w rabacyi, zbili nawet ks. Antoniego Lewkowicza, wikarego parafii, tak okrutnie, że jako umarłego odwieźli do Bochni, on jednak żył jeszcze i powoli odzyskał zdrowie.
Oprócz tych »programowych«, t. j. ułożonych z konsystorzem tarnowskim misyri, ulożył prowincyał Baworowski, przybywszy do Staniątek, z misyonarzami Antoniewiczem, Szczepanem Załęskim, Kaweckim i Władysławem Kiejnowskim, nadprogramowe misye w Nagoszynie, Wiewiórce i Oleśnie, gdzie rzeź szalała. W Nagoszyrnie, oprócz doszczętnego spustoszenia, padło kilkanaście ofiar. W karczmie wiewióreckiej zamordowały pijane chłopy 24 osób. W Oleśnie przerżnięty piłą popularny wielce dziedzic Karol Kotarski, zabitych 26 oficyalistów i dworskich ludzi, bo powiedziano chłopom, że w Tarnowie starosta Breinl płaci za żywych powstańców po 5, za zabitych po 10 zlr. i było w tem dużo prawdy, jak dowiódł z urzędowych źródeł, były radca namiestnictwa Dr. Bronisław Łoziński, w rozprawie: »Dwa upiory historyczne, jenerał Benedek i starosta Breinl«.
Prawie w wszystkich miejscowościach splamionych rzezią, lud zrazu patrzał na misyonarzy z niedowierzaniem i niechęcią; milczeniem albo półgębkiem odpowiadał na ich pozdrowienie »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus«; w Lipnicy groził misyonarzom rzezią. Ale już w drugim, lub trzecim dniu, cisnął się do ambony i konfesyonału tłumami, a na katechizacye poobiedne, matki prowadziły gromadkami dzieci, najmniejsze zabierał O. Antoniewicz po drodze na swój wózek. Nawrócenia były szczere i liczne, bo z ignorancyi i obałamucenia ten lud stał się bratobójcą. Ile rzewnych, budujących scen rozegrało się na misyach, czytać o tem »Wspomnienia misyjne« O. Antoniewicza.
Podczas gdy rozszalały lud polski grabił i mordował szlachtę, to Górale podtatrzańscy z Chochołowa i okolicy, łączyli się z nią w walce, prawda, że nierozważnej, o wolność i niepodległość. Usposobili ich tak emisaryusze centralizacyi wersalskiej, Julian Goslar i Józef Kański, młodzi księża wikaryusze z Poronina i Szaflar, Głowacki i Janiczak, a najbardziej ks. Leopold Kmietowicz, wikary i Andrusikiewicz (żołnierz z 1831 r.), organista z Chochołowa. Pięciuset Górali, zabrawszy strażnikom skarbowym trochę broni i prochu, ruszyło ku Wadowicom po to, aby przeciąć drogę
Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce w skróceniu 5 tomów w jednym.djvu/305
Ta strona została przepisana.