austryackiemu wojsku, w razie gdyby maszerowało przeciw Polakom powstańcom. Ale już d. 25 lutego rozbił ich w puch starszy komisarz skarbowy Molitor, ze strażą finansową i gromadą Górali z Czarnego Dunajca i Czarnej. Trzej księża, organista i 10 Chochołowian, dostało się do niewoli. Więziono ich w Sączu w zamku kazimirowskim, potem we Lwowie u Karmelitów, i skazano w lipcu 1847 r. na długie lata więzienia w Szpielbergu pod Brnem na Morawii, skąd ich jednak rewolucya marcowa 1848 r. wyzwoliła.
Dla uspokojenia »obałamuconych polską agitacyą« Górali, zażądał arcyksiążę Este od prowincyała misyonarzy. Udali się wnet po Wielkiejnocy 1846 r., OO. Perkowski, Szczepan Zaleski, Lipiński i Szczepan Tock do Chochołowa, a nie trudną mieli robotę. Górale bowiem nie splamili się żadnem zabójstwem, owszem pojmanemu w pierwszem starciu komisarzowi skarbowemu Fiutowskiemu, darowali życie; nie dopuścili się żadnej grabieży, bo nawet rządowych pieniędzy nie tknęli, pobożni byli, gościnni i z czcią wielką dla księży. To też na kazania misyjne, w których niewiele mówiono o polityce, ale tłumaczono prawdy wieczne, dekalog i św. sakramenta, w Chochołowie, Poroninie, Zakopanem, tam pod gołem niebem, bo kościół dopiero budowano, w Szaflarach, Białce i w dwóch jeszcze miejscowościach, wielkiemi procesyami zbierał się lud górski, słuchał pilnie i spowiadał się z całego życia, a misyonarzy tak pokochał, że wniósł prośbę do gubernium, aby im tam rezydencyę założono. Stało się to, ale o 60 lat później.
Te zbożne prace nad ludem, równie jak nauczanie w szkołach tarnopolskich, nowosądeckich i w konwiktach, obok wierności przy swym instytucie i stanowczości wobec józefińskiego rządu, zjednały Jezuitom szacunek i życzliwość episkopatu. Arcybiskup Ankwicz, przed wyjazdem do Pragi, przybył 1836 r. do tarnopolskiego kolegium i żegnając, przepraszał za wyrządzone przykrości, bo »nie znałem was i nie rozumiałem ducha waszej reguły«. Następca jego arcybiskup Pisztek, ten od przybycia do Galicyi 1826 r., Jezuitów był patronem i przyjacielem aż do skonu. Podobnie przemyski biskup Gołaszewski, chociaż zaćmił swą pamięć listem pasterskim wielbiącym zasługi Józefa II na polu reform kościelnych; Polak Korczyński, dwaj następcy jego, lubo józefiniści Potoczky i Zacharyasiewicz, okazywali im szacunek i nie naprzykrzyli się w niczem. Tarnowski biskup Ziegler, poznawszy bliżej Jezuitów, był ich orędownikiem u Franciszka I. Co zaś niewielom było wiadome, biskup krakowski, Jan Paweł Woronicz (ex-Jezuita), zatrzymał 1824 roku wracającego z Irlandyi O. Stachowskiego jako teologa, i zabrał z sobą na sejm majowy 1825 r. do Warszawy, gdzie razem z arcybiskupem warszawskim, Wojciechem Skarszewskim, prosił cesarza i króla Aleksandra I o przywrócenie Jezuitów do Królestwa polskiego i powierzenie im edukacyi publicznej. Nic nie wskórawszy, oddał 10 października 1825 r. zarząd nauk domowych w klasztorze Cystersów w Mogile, O. Leśniewskiemu, który po 6 latach, z woli nowego biskupa kra-