lej przechowanie tradycji prowincja naszej, a tem samem pielęgnowanie miłości wzajemnej i powołania naszego«. Tajemnic niema tam żadnych, czyta się je publicznie do stołu; w innych także zakonach wydają podobne pamiętniki domowe.
»Noli scribere encomia, sed historiam Societatis, nie pisz pochwał, ale historyę zakonu«, powiedział do mnie ś. p. jenerał zakonu Martin w Fiesole 14 stycznia 1894 roku, powtórzył w marcu t. r. w Rzymie. Słowa te miałem żywo w pamięci przez całe 11 lat, które na pisaniu, na podstawie przez lat 36 zbieranych źródeł, pięciotomowego dzieła i jego streszczeniu strawiłem. Chciałem pisać i myślę, że napisałem historyę, a nie pochwały Jezuitów w Polsce; opowiadając dodatnie ich czyny, nie ukrywałem ujemnych, nie taiłem też błędów i przewinień jednostek.
Z historyą Polski, jej praw fundamentalnych i instytucyi w ręku, wykazałem, że anarchia grasowała w Polsce przed przybyciem do niej Jezuitów, że więc nie oni ją stworzyli, że owszem przeciw niej walczyli słowem, piórem i przykładem, ale zatkać jej źródła, zmieniając najzgubniejszą formę rządu, nie było w ich mocy. Nie dla zmiany też formy rządu, ale dla obrony katolicyzmu, dla przywrócenia jedności religijnej, katolickiej, przyzwano ich do Polski; misya ich nie była polityczną, ale religijną — i tę oni spełnili.
Nikomu zaiste nie tajno, jak wielkiej wagi dla narodu jest religijna jedność. Otóż tę jedność rozrywały w XVI wieku »nowinki religijne« i »stara grecka wiara« schizma. Pierwsze grasowały swobodnie przez lat blizko 40, zabierając księży, magnatów, rody całe szlacheckie, miasta, kusiły się o pozyskanie króla, ostatniego Jagiellona. Jezuici wstrzymali pochód różnowierstwa, a posługując się jego własną bronią, zwalczali je szkołami, amboną, dysputą i pismami; oni zorganizowali też obronę doraźną z króla, biskupów, kleru, możnych panów, których nawrócili; wciągnęli do niej szlachtę i mieszczan i w ciągu drugich lat 40, różnowierstwo skazane do roli odpornej, broni się niedołężnie, przerzedzają się jego szeregi, na pięciu palcach policzysz jego patronów, porzuca je gromadnie szlachta, mieszczaństwo, z świeżym zapałem wracając »do wiary ojców«. Jezuitom szły w sukurs inne zakony, ale i te odrodziły się ludźmi, których Jezuici w swych szkołach wychowali. Na konwokacyi 1632 r. dyssydenci w jawnym upadku, żebrzą o tolerancyę, której nie chcieli dać katolikom, gdy byli u władzy; stopnieli do reszty, gdy u obcych przeciw własnej ojczyźnie szukali opieki.
Z »starą grecką wiarą« walka nierównie trudniejsza, bo ta od kilku wieków zasiedziała na Litwie i Rusi, jako pani domu, a nie komornica, a 6 milionów liczyła wyznawców. Jezuita Skarga wydał jej walkę unią brzeską. Jezuici, pod osłoną Zygmunta III, który sam jeden z współczesnych mężów stanu rozumiał polityczną doniosłość unii, prowadzili ją da-