tam legat z polskimi posłami; tymczasem żądał zawieszenia broni i odstąpienia króla od Pskowa.
Sama nadzieja pokoju wywołała niesłychaną radość w obozie pskowskim. Król nawet, pomimo że 7 października nadciągnęły z Rygi wozy z amunicyą i prochami, zaniechał zamierzonego szturmu do twierdzy, wyznaczył posłów: Janusza Zbarazkiego wojewodę bracławskiego i Albrychta Radziwiłła marszałka w. l. i Haraburdę jako sekretarza legacyi; obstawał jednak upornie przy oddaniu całych Inflant jako nieodzownego warunku pokoju; wszelkie perswazye Possewina nie zdołały go zmiękczyć.
Strapiony tem legat wyruszył 29 listopada z tłumaczem Wasylim Zamaskim do Jamu, 20 mil od Pskowa, gdzie już nań czekali carscy posłowie: kniaź Dymitr Jelecki, Roman Olfirijew, z sekretarzem Mikołajem Bassorką i tłumaczem Swiażewem. W kilka dni potem nadjechali polscy posłowie. Ponieważ kozacy królewscy spalili wioskę Jam, iż tylko kilka kurnych chat pozostało, i te zajęli polscy posłowie, więc legat z carskimi posłami zamieszkał w odległej o 2 mile Kiwerowej Horce i tam odbywały się układy, od 12 grudnia 1581 do 15 stycznia 1582 r., a więc cały miesiąc.
Dlaczego tak długo? Carscy posłowie musieli zawrzeć pokój, bo tak kazał car, choćby kosztem oddania całych Inflant. Oni zaś udawali, że Inflant całych ustąpić pod gardłem im nie wolno; targowali się więc o każdą forteczkę i raz po raz słali gońca z zapytaniem do cara, a każda taka posyłka zabierała 10 dni czasu. Potem także, gdy już pokój stanął w zasadzie i o szczegóły się układano, chcieli koniecznie zachować choć cień praw carskich do Inflant i używali do tego niegodnych fortelów.
Polscy też posłowie nie otrzymali od króla pełnej władzy, jeno odnosić się musieli w ważniejszych punktach do Zamojskiego pod Pskowem, który po odjeżdzie króla na Litwę, dzierżył komendę najwyższą i prowadził oblężenie, z swej zaś strony odnosił się do króla, co znów zabierało wiele czasu. Ten nadzór Zamojskiego nad układami w Kiwerowej Horce dowodził, że król nie ufa legatowi; nie ufał mu i Zamojski, poza plecami jego znosił się z posłami, a w listach do nich zwał go »porywczym, ambitnym, próżnym, oszczerczym przeniewiercą Polaków«, wysłał nawet Żółkiewskiego na przeszpiegi do Horki. Zabolało to srodze Possewina, który ustawicznie porać się musiał z chytrością carskich, porywczością królewskich posłów, łatać zgodę, wiązać zerwane już na kilka zawodów układy, ale wytrwał w swej trudnej roli i żelazną iście swą energią dokazał tyle, że 28 grudnia zgodzono się obustronnie na warunki pokoju: car zatrzyma jeden tylko Nowogródek inflancki, całe zresztą Inflanty (30 kilka zamków) odda królowi; ten zaś zatrzyma Połock i Wieliż, resztę zdobytych zamków odda carowi. Po aprobatę tych warunków pokoju, pchnął legat gońców do cara i do króla, a tymczasem przystąpił z posłami do »formalnej« strony pokoju, co zajęło 10 sesyi, a nie obeszło się bez burzliwych sporów aż do dwukrotnego zerwania układów.