sionis Patrum S. J. do kościoła i szkoły toruńskiej« ku wielkiej radości nietylko Jezuitów, ale i całej partyi katolickiej.
Wspomniany wyżej jako instrumentum Jezuitów, dworzanin, potem podkomorzy król. Andrzej Bobola, którego wydalenia ze dworu domagał się artykuł 28-my rokoszan, należał do t. z. kamarylli królewskiej. Wliczano do niej pannę Urszulę Mejerin, ochmistrzynię frauencymeru królowej, Jezuitów nadwornych, podkanclerzego potem prymasa ks. Jana Tarnowskiego, podczaszego kor. potem wojewodę krak. Jana Tęczyńskiego, podkanclerzego Stan. Mińskiego, marszałka w. k. Jędrzeja Opalińskiego, kasztelana wojnie, potem marszałka Zygmunta Myszkowskiego, podkomorzego Teodora Denhofa i kilku innych. Stworzył ją w opinii szlachty Zamojski, utrwalił Zebrzydowski, przekazał potomności historyk bisk. przem. Piasecki; za nim powtarzają inni. Zygmunt w każdej ważniejszej sprawie publicznej żądał wotów senatorów, na sejmie, na radzie senatu albo listownie; żądał i od Zamojskiego, jak tego dowodzą drukiem ogłoszone listy króla i odpowiedzi kanclerza. Ale w potocznych sprawach, w nominacyach biskupów i rozdaniu wakansów, zasięgał informacyi od najbliższych osób, od swych ministrów i zaufanych dworzan. Czynili to przecie i czynią po dziś dzień inni królowie i nikt im tego nie poczyta za winę. Prawdą jest, że przy nominacyi, zwłaszcza biskupów, albo w sprawach wątpliwych, król nieraz pytał o zdanie i radę swego spowiednika Jezuity Gołyńskiego, a potem Markwarta i t. d., ale miał prawo do tego, boć to była dlań kwestya sumienia, jak wspomniałem wyżej. Skarga publicznie głosił: »w świeckie polityczne sprawy my się z królem JM. nie wdawamy, bo to nie nasz rozum, ani się tego uczym«.
Winowajcy rokoszu rozgrzeszeni zostali powszechną amnestyą króla JM. na sejmie 1609 r., i wrócili do swoich zajęć, ale powaga tronu sponiewierana, anarchia ulegalizowana, król, który usunąwszy Zamojskiego, »najkapryśniejszej, najniepraktyczniejszej konstytucyi« zmienić nie był w stanie, więc ją obchodził i omijał — teraz po tylu upokorzeniach dał za wygranę, i zostawił wolny bieg rozwojowi następstw »błędnego koła instytucyi polskich«.
Wielogłowe możnowładztwo, »króliki«, jak ich Skarga nazwał, pod osłoną »równości szlacheckiej« teroryzujące szlachtę, podzieliło rzpltę na tyle drobnych państewek, ile było możnych rodów, a każdy ród w imię »dobra rzpltej« szukał własnych korzyści i zaszczytów.
Zawierucha rokoszowa nie zachwiała jednak drzewem zakonu Jezuitów. Zygmunt III pozostał jak był opiekunem jego i przyjacielem. Sam wprawdzie założył dlań dwa kolegia z wspaniałą bazyliką św. Piotra w Krakowie i w Orszy, ale innym kolegiom dopomagał królewską ręką, a często hojną jałmużną.
Za jego łaskawych rządów, do 1608 r. dawniejsze domy w Brunsbergu, Pułtusku, Wilnie, Poznaniu, Jarosławiu, Połocku, dwa w Krakowie,