domych wydaną«, zanim O. Szembek (Pięknorzecki) nie ogłosił w Krakowie 1626 r. gruntownej refutacyi p. t. »Gratis plebański, gratis wyćwiczony«, który akademicy przez najętego podkacika na rynku krakowskim publicznie spalili. Nie lepsze powodzenie miały inne apologie szkół krakowskich, jak O. Bembusa »Obrona kolegium krakowskiego Patrum S. J. Stanom koronnym na sejm 1627 r. podana«. Odpowiedział zaraz Neyman Zniesieniem obrony Collegium S. J. w Krakowie«, które synod piotrkowski 1628 r. położył na indeks i kazał niszczyć.
Rzecz jasna, że oddawszy spór z Jezuitami do Rzymu, alma mater czekać była powinna wyroku, a tymczasem zaniechać wszelkich starań, zabiegów, intryg w rzpltej. Powtarzali jej to kilkakrotnie, biskup Szyszkowski, nuncyusz Lancelloti, sam król wreszcie.
Rozumieli to Neyman i mistrze akad., pomimo to spór szkolny wywlekli na sejmiki i sejmy 1626, 1627, 1629 r. i na synod 1628 r. Delegaci ich, Brożek i Piotrowski, podali supliki do sejmu i do króla, obchodzili senatorów i posłów, błagali o ratunek izbę poselską, przedstawiając wszędzie akademię jako ubogą, pokrzywdzoną staruszkę, która przecie własnością i ozdobą jest rzpltej, pod jej patronatem zostaje, a jej wolności pokrzywdzone, krzywdą są wolności szlacheckiej. I tą sofistyką dokazali, że szlachta istotnie uwierzyła, iż patronat akademii nie papieżowi i królowi, którzy ją erygowali i nadali, ale rzpltej przynależy; że przywileje akademii cząstką są szlacheckich wolności, że więc sprawa akademii tocząca się w Rzymie, jej jest sprawą, a Jezuici zaprzeczając akademii prawa exclusionis, godzą w wolność szlachecką. Uwierzyła jeszcze szlachta, a nietylko ona, ale i senatorowie, jak książę Jerzy Zbarazki, że »Jezuici Krakowa pragną, aby już wszystką Polskę pod ferulam suam podrzucili, ażeby to w rękach ich było i od nich samych czekać mieli homines et faciem Rei publicae futurae, żeby od nich samych obyczaje, od nich affectio subditorum et principum, od nich wszystkie stołki (godności, urzęda), od nich nakoniec wszystka rzplta a nie od kogo innego dependencyę miała«. Zbałamucone tymi wywodami, zastraszone prepotencyą jezuicką sejmiki i sejmy, zanosiły do grodów protesty przeciw szkołom krakowskim, do Rzymu zaś supliki za monopolem nauczania akademii. Izba poselska żądała od króla cofnięcia pozwolenia na szkoły jezuickie, zatwierdzenia ponownego przywilejów akademii, a gdy odmówił, protestowała. Napróżno biskup krakowski, nuncyusz, król, który na sejmie 1626 r. wyznaczył komisyę ugodową 4 biskupów, zapraszali akademików do unii szkolnej. Neyman oświadczył, że akademia oczekuje cierpliwie dekretu Stolicy św. — Niedługo czekała.
Akademii i wrzekomego jej przywileju exclusionis bronił w Rocie mistrz teologii ks. Jakób z Uścia; otwarcia szkól krakowskich jako dokonanego najlegalniej faktu, bronił rektor tych szkół O. Łęczycki. Obydwaj przybrali sobie po kilku prawników rzymskich do pomocy. Łęczycki nadto pilnował, aby proces przyspieszonym szedł tępem, Jakób z Uścia starał się