Drzwi dzwonnicy. Tam stały wielkie czarne mary,
Obok mniejsze zielone i święty Jan stary;
Jego miejsce w kościele śród zachodniej ściany
Zajął obraz na płótnie ślicznie malowany.
Drzw i do chóru; po prawej (ministrantów dłonie
Wiedzą, jaka to rozkosz!) dzwonów długie liny,
Które chłopców huśtały w wolniejsze godziny.
Jeszcze jeden schód w górę, tam ogromne belki
Odzywał się w niedziele i dni uroczyste;
Drugi zaś „na pacierze” zsyłał głosy czyste
Rano, w południe, wieczór, a trzeci płaczący,
Znaczył smutek i zwał się „Dzwonek konający.”
A gdy razem zagrały w miechowskiej nizinie:
Myślałbyś, że organy głos swój w niebo wznoszą,
To gromią, to żałują, to cieszą, to proszą.
Żadne dzwony nie dzwonią jak w miechowskiej farze,
W tylnej części dzwonnicy dziwa niewidziane!
Tam ręką tajemniczą ciągle obracane
Koła, kółka, kółeczka, tam sprężyny, haki,
Łańcuchy trzymające, trzymane, ład taki
Draszczyk widząc zdumienie, sprytnie pyta: „Czy ty
Nie wiesz, iż to jest zegar? Uważajno pilnie,
Jak bywa naciągany!” Tu uchwycił silnie
Żelazną korbę, przypiął gdzieś do jakiejś osi:
Po dwóch linach i kółku centnar w górę w belki
Zegar bije, grzmią dzwony, łoskot, huk tak wielki,