Ów wozi Jejmość Panią drobnemi koniki,
Szymon zaś Jegomości, w tyle siada Niki.
Nuż następuje zamek! Z przodu na altanie
Często w wieczór pogodny zasiadają Panie:
Jejmość wielmożna Pani i Waleska córka,
Z córkami Anną, Marją pani Inspektórka.
W prawą pokój dla gości, a w środku sień długa,
Z której drzwi ku południu prowadzą do sali:
Tam państwo, mając gości, wzajemnie jadali.
Z sieni prowadzą schody, kobiercami słane,
W górze sala za salą, tam pięknie jak w niebie!
Mawiał mi Karol Burkat, tam pięknie jak w niebie!.
Ba i jam się przekonał, gdym był u Jejmości!”
„Czy i ciebie proszono między pańskich gości?”
„Bywałem, Moiściewy, gdym o biedzie śpiewał!
Rok czterdziesty i siódmy jest mi w pamięć wryty,
Tedy nie byłem chleba, ale płaczu syty!
Tatuś się rozniemogli, mieli złą chorobę;
Dzieci stadko nie miało słusznej opatrzności.
Cóż więc radzić? Poszedłem prosić Jegomości
O pomoc, bowiem do nich każdy się udawał.
Jegomość mnie wysłuchał, wręczył grosza kawał:
Cóż się stało? Otóż więc lekarza swojego
Meizlibacha posyłał do ojca codziennie.
Tak przez niedziel dwanaście. Ja zaś nieodmiennie
Rano szedłem do miasta, a to z pańskim groszem,