Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/115

Ta strona została przepisana.
370 
Nosząc leki w pudełkach, szklankach całym koszem,

Bo i matka leżeli, Róźla i Kostusia,
I Antońka, Jan, Ewa, i mała Lorusia.

Najprzód zasnęli matka! W dzień świętej Łucyi
Niośliśmy ich do grobu w smutnej procesyi.

375 
Potem umarła Rózia, a po długich mękach

Zgasła siostra Kostusia na ojcowskich rękach.
Uciekł doktór Meizlibach! Ludzie nas mijali,
Zdala tylko za płotem stojąc, mnie pytali,
Czyli jeszcze żyjemy. Jam codziennie nosił

380 
Z zamku obiad, drugiegom lekarza wyprosił:

Zaczął Heer nas odwiedzać, a jego biegłości
Zawdzięczamy dziś życie, oraz Jegomości.

Po chorobie rzekł ojciec: »Synu, idź do dwora,
A podziękuj za obiad, leki i doktora,

385 
Bo ja chodzić nie mogę!« Nie zastałem Pana;

Zawiedziono mnie w górę. Tam Jejmość ubrana
Z córeczką swą Waleską przy śniadaniu siedzi
I me kroki niezgrabne okiem matki śledzi.
Nic nie mówiąc, porwałem jej rękę z kołaczem

390 
I całuję porządnie, na połowę z płaczem;

Szarpnąłem i panienkę, całuję i stoję.
Snać dobrzem się popisał; śmiały się oboje,
Pani mówi: »Czyjżeś to?«, a ja zaś: »Boncyków!
Nasi wielce dziękują za przesłanie leków

395 
I za obiad!« Tu ona: »Czy wam smakowało?«

»Owszem, łaskawa Jejmość, ale było mało;
Ojciec z kretesem zjedli mięso, zgryźli kości,
Mówiąc: dzieci, tak trzeba, bo to od Jejmości!«
Tu znów śmiech! Pani mówi: »Któryż ci rok idzie?«

400 
Ja mówię: »Jedenasty.« »Niech tu ojciec przyjdzie,

Jak zdrów będzie, a teraz nie spadnij ze schodu,
Pozdrów ojca, a powiedz, niech mi pośle miodu!«