Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

Z wieży ósma odbiła. Słońce ogniem strzela,

20 
W okna szkoły miechowskiej ciekawie się wchyla.

W wyższej klasie przy pięciu niezgrabnie ciosanych
Stołach stoi po parze ław w lesie łupanych,
Na nich z tej stróny chłopcy, z tej dziewczęta siedzą,
Ci się kłócą, ci szepcą, ci śpią, ci chleb jedzą.

25 
Szkoła niezapełniona ani do połowy,

Większa część dzieci pasie na Brzezinach krowy.
W sieni, słyszeć, pan Rektór głośno rozmawiają.
Możno, będąc pisarzem gmińskim, wykładają
Prawa ludziom kłótliwym. Nuż do szkoły weszli,

30 
Natychmiast się szkolarze z grzecznością podnieśli,

Witają chórem: „Niechaj będzie pochwalony!”
Pan Rektór, snać głęboko jeszcze zamyślony,
Mówi z cicha: „ Na wieki” i pijuskę kładzie
Na stół, na którym w przykrym dla szkolarzy ładzie

35 
Leży tęgi lyskowiec, papior, nożyk, piórka,

Kalendarzyk, nożyce. Lorka, jego córka,
Ma ten stół w swej opiece. Jak codziennie bywa,
Szkoła modli się wprzódy, potem z skrzypką śpiewa
Głosy wiejskiemi: „Kiedy ranne wstają zorze... ”

40 
On po pieśni łysinę chudą ręką orze

I tabaczki zażywa, kicha, a: „Na zdrowie!” —
W harmonii miechowskiej szkoła mu odpowie.
Po tych ceremonijach pan Rektór siadają,
Jakieś papióry, pisma wolno rozkładają,

45 
Oddmuchnąwszy pozornie wprzód ze stołu śmieci,

Potem mówią łaskawie: „No, uczcie się dzieci!”
Słysząc miłe zlecenie, dzieci się rzuciły
Do książek przewracania i jak zanuciły
Ów wrzask pełen uroku, co aż w niebo woła,

50 
Toć i ślepy za słuchem trafiłby, gdzie szkoła.

Ci się młócą książkami, ten suszone kłaki
Zamienia na kukiełkę, lub na placek jaki.