Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/125

Ta strona została przepisana.
150 
Drży, a z nim aż się trzęsie cała chłopców ława.

Czyta: „Opis kościoła. Ale są na dachu
Dziury,” i przestał czytać. Nuż we wielkim strachu
Że go łyska nie minie, rzekł: „Jam pisał, ale
Dzieci ławą ruszały, więc nie mogłem wcale!”

155 
Pan Rektór woła: „Banaś, jakiż to porządek?”

Ten uniewinniając się, skarży: „To Jarząbek:
Był najgorszy; on ciągle krywał się pod ławki
I innym opowiadał, że na wieży kawki,
Sowy i mnóstwo wróbli mają gniazda; z wieże,

160 
Skóro kościół rozwalą, on te gniazda zbierze!”

„Wy hultaje!” — rzekł Rektór, przyczem jego łyska,
Młóci plecy Jarząbka, z groźnych oczu pryska
Ogień gniewu. „Hultaje!” z gorzkością powtarza;
„Pójdę ja jeszcze dzisiaj do księdza Fararza,

165 
Wszystko powiem! Niecnoty! wy uszanowania

Najmniejszego nie macie, nie macie uznania,
Jakto świętym jest kościół, jakby płakać trzeba
Nad jego rozwaleniem! Wam tylko dać chleba
I żuru i kartofli, o więcej nie dbacie,

170 
Wam cić jedno, czy macie kościół, czy nie macie!”

Jeszcze w szkole nad sztyftem wszystko wciąż ślęczało,
Kiedy się Boncykowi w ogrodzie zdawało,
Iż brzęk pszczół bardzo głośny; spieszy więc do szkoły,
Szepta w ucho Rektora: „Już się roją pszczoły!”

175 
On się zbliża ku oknu; wkrótce mówi: „Dzieci,

Jak to pracowitemu szybko dzionek leci!
Niedaleko południe! Więc do domu idźcie,
Alem i jutro liczniej na lekcyje przyjdźcie.
Zmówmy jeszcze paciorek!” Nuż wszystcy wstawają,

180 
Już nikt nie drży, nie płacze, wszyscy się żegnają

I modlą się. Pan Rektór, mówiąc pacierz, słucha,
Czy brzęk roju dochodzi aż do jego ucha.