Czyta: „Opis kościoła. Ale są na dachu
Dziury,” i przestał czytać. Nuż we wielkim strachu
Że go łyska nie minie, rzekł: „Jam pisał, ale
Dzieci ławą ruszały, więc nie mogłem wcale!”
Ten uniewinniając się, skarży: „To Jarząbek:
Był najgorszy; on ciągle krywał się pod ławki
I innym opowiadał, że na wieży kawki,
Sowy i mnóstwo wróbli mają gniazda; z wieże,
„Wy hultaje!” — rzekł Rektór, przyczem jego łyska,
Młóci plecy Jarząbka, z groźnych oczu pryska
Ogień gniewu. „Hultaje!” z gorzkością powtarza;
„Pójdę ja jeszcze dzisiaj do księdza Fararza,
Najmniejszego nie macie, nie macie uznania,
Jakto świętym jest kościół, jakby płakać trzeba
Nad jego rozwaleniem! Wam tylko dać chleba
I żuru i kartofli, o więcej nie dbacie,
Jeszcze w szkole nad sztyftem wszystko wciąż ślęczało,
Kiedy się Boncykowi w ogrodzie zdawało,
Iż brzęk pszczół bardzo głośny; spieszy więc do szkoły,
Szepta w ucho Rektora: „Już się roją pszczoły!”
Jak to pracowitemu szybko dzionek leci!
Niedaleko południe! Więc do domu idźcie,
Alem i jutro liczniej na lekcyje przyjdźcie.
Zmówmy jeszcze paciorek!” Nuż wszystcy wstawają,
I modlą się. Pan Rektór, mówiąc pacierz, słucha,
Czy brzęk roju dochodzi aż do jego ucha.