Z szkoły wiedzie głęboki węwóz na Stawisko,
Z tyk sosnowych, to smutny ogród nieboszczyka,
(Co się w lesie obwiesił) starego Łaszczyka
I Włocławskich. Z Stawiska przez cmentarz i mosty
I gościniec do Krzona wiedzie chodnik prosty.
Słusznie chłop dużo żąda, gdy kupują dwory!)
Za stodołą tam ludu mnóstwo się uwija. —
Kuźnia, tuląc ku ustom białą gałkę kija,
A w drugiej mając mapę z rysami kościoła,
„Ach! szczęść Boże!” — Pogląda i Panom się kłania,
Razem Księdzu kościoła rys grzecznie odsłania,
Mówiąc: „Bardzo pomyślne przyjście Wielebności,
Byłem już razy kilka dziś u Jegomości,
Czy się Księdzu kościoła rys podobać raczy?
Oto są trzy obrazki: ten — to fundamenta,
Ten zaś: część wnętrzna domu, przez środek przecięta,
Trzeci — to kościół zewnątrz. Cóż, czy się podoba?”
Wielkać to dla Miechowie, lecz za czas niedługi,” —
Mówi Ksiądz, — „stanie kościół nasz wspaniały drugi,
Więc cóżbyśmy ganili? Lecz gdzież będą dzwony,
A gdy kościół tak niski, gdzież miejsce ambony?”
Swoją szopę, tak głośniej przez wieś będą brzmiały;
A zaś w celu kazania ambonkę się zrobi,
Miejsceć bowiem nie Księdza, lecz Ksiądz miejsce zdobi.”
„Dobrze,” — odrzekł ksiądz Proboszcz, — mnie tam mówić łatwo,