„Już zaś goście!” — bąknęła Rebeka pod nosem,
A mierząc organisty osobę ukosem,
Drzw i zatrzasła. Panowie wstępują w stancyją
Z Fineską, a psy inne drapią drzwi i wyją.
Kładą na stół parasol, chustkę, czapkę; w kątku
Jest leżysko Fineski. Zaś między oknami
Stoi szafka, a na niej atrament z piórami,
Listy, akta, brewijarz, chleb, masło i szklanki,
I kamionka z tabaką. Dobrzy gospodarze
Wszystko mają pod ręką, tak też jest na farze.
„I cóż, Panie Rektorze? — Lecz niech Pan usiędzie,” —
Mówią Ksiądz, — „ bo obiadek wkrótce gotów będzie.
Kościół zatymczasowy do drugiej niedzieli?”
Wśród tych różnych zapytań Ksiądz chodzą, szukają
Czegoś; znaleźli! Otóż dwa kubki stawiają
I dwie szklanki na stole; suchemi koniuszki
I brud z szklanek, wszak miłość do cnoty czystości
Winn a szczególnie zdobić księdza Jegomości.
Nalewają do szklanek piwa, a kwaśnego
Wina w kubki wlewając, proszą gościa swego,
Lecz zagrzejmy żołądek!” — Tu idzie Rebeka:
„Proszę Księdza, dać szperki dla nas do kapusty,
Oraz czeski na ocet!” Z zmarszczonemi usty
Powstał Ksiądz, a bąkając: „Takie mi zgorszenie
Stojącej podle stołu. Jak w szafach apteki
W słojach, słojuszkach, pudłach, garncach pachną leki,