Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/132

Ta strona została przepisana.
375 
On nie dzieli z innymi brzydkich świata błędów,

Nikomu stóp nie liże, nie szuka urzędów.
Nie jestcić krasomówcą, ale z serca mówi,
Niepolerowanemu on dyjamentowi
Jest podobien. Trzydzieści lat oto dochodzi,

380 
Odkąd wespół ipracujem dla starych i młodzi,

A myśmy z sobą w zgodzie, ba, nawet w miłości!
Któryż u Księdza Rektór, często jak ja gości?
Lecz nie zna gospodarstwa, a to go zabija.
On za robotnikami zawsze się uwija,

385 
Wszędzie wgląda i myśli, że sam wszystko widzi,

A jednak go najgłupsza kobieta oszydzi.
Chlebem, piwem, śledziami na polu futruje
Ludzi, w jesień przedawa, na wiosnę kupuje;
Pieprz zamyka, a zatem do sypań, stodoły

390 
Obce i zawsze głodne chodzą paść się woły.

Kto wie, ile gotówki jest w jego szkatuli?
W śmierci możno nie będzie miał całej koszuli!”
Tak myśląc, doszedł Rektór aż do swojej szkoły.
Słysząc zaś, iż się żadne nie roiły pszczoły:

395 
„Toć już dzisiaj po wszystkiem!” rzekł i na kanapie

Wyciąga ciężkie członki, śpi i zdrowo sapie.