Wychodziliśmy wspólnie zaraz po nieszporze.
Wielka część wsi przepędza te piękne dni boże
W mieście; tam jedzą, piją, tańczą, w kostki grają,
Albo się psotom mieszczan głupio przyglądają!
Jam z twoją matką, z wami wychodził do gaju;
Tam w cieniu świerków, sosien i białej kaliny
Jedliśmy śniady kołacz; w wieczór odwiedziny
Bywały u Wyplerki ciotki; przeciec temu
Spojrzał w oczy i milczał, gdyż mu się zdawało,
Jakby oko i serce ojcowskie płakało,
Dodał bowiem: „Te lasy teraz pług mój orze,
Matka w ziemi! Lecz święte są wyroki Boże!
Daw nym już jest zwyczajem, choć przed naszą sienią
Stały gałęzie lipy, kaliny, a wianki
Wewnątrz ściany zdobiły z ruty, macierzanki,
Aże dom pachnął; choć się drzewa aż bieliły
W miłym brzęku swe dumki; jam jednakoż z wami
Lubił wychodzić w pole. T ak idąc miedzami
Między zbożem wysokiem, którem wiatr powiewał,
Byłem z wami szczęśliwym, tom na celu miewał,
Miały po mnie pamiątkę, myśląc: dotąd z nami
Często ojciec chodzili, tu nas nauczali,
Byśmy w spólnej miłości zawsze się zgadzali! —
Synu, pamiętaj na to; moje napomnienia
Ale musisz się uczyć, by coś było z ciebie!
Nie bądź, jak ja, górnikiem, który w ziemi grzebie,