Gości, chustką nakrywszy szyję, już wybiegła
Przed sień, wiąże Kartusia w łańcuch i z uciechą
Szczerą wita Waloszka pod gościnną strzechą.
Pokój niski, lecz chłódny mile przyjął gości.
Stanął w kątku przy stągwi. Szwagrowie usiedli
Na żygli obok stołu. Maryś, coby zjedli,
Pytając, martwi się, iż przyjąć nic nie raczą.
Zato obdarza chłopca, aż mu lice skaczą,
Z maślanką, chleba z mlekiem kokociem, smacznego,
Co sam aż idzie w usta, i gomółkę z kminkiem.
Chłopiec z tej gościnności drogim upominkiem
Wymk nął do sieni, za nim Pietrek; dzieci inne
W sieni Pietrek i Nolbuś przy sutej Swaczynie
Nie mogą się nagadać o ślaczku w leszczynie
„Tak, tak,” — rzekł stary Boncyk, nos tabaczki chciwy
Chyląc ku tabakierce, — „wierzę, żeś szczęśliwy,
Bo cóż ci brak? Tyś zdrowy, zdrowa gospodyni,
Dzieci czerstwe; piwnica, obora, stodoła,
Wszystko pełne. Na pańskie już cię nikt nie woła,
Żyjesz jak Adam w raju. Choć przysłowie mówi,
Ale ty nie masz mało! Jiuż ten las zielony
Tobie większem szczęściem jak innym milijony.
A widzisz stąd Piekarskie wieże, dalej w kole
Bytom, huty, kopalnie, dalej szczere pole
W szatę zawsze zieloną twój las ukochany,
W nim brzęk pszczół, wónność kwiatów i drzew, ptastwa głosy,