Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/147

Ta strona została przepisana.
445 
Któremu się udało wymknąć z pańskiej szopy,

Żebrał, aż go cegłami ugościły chłopy.
Lecz jakóż tu psy żywić? Wszak państwo Mleczkowie.
Choć siedzieli na licznych wsiach, na Makoszowie,
Grzybowicach, Ligocie, Dorocie, Wieszowie,

450 
Na Zabrzu, Miechowicach, i na Czakanowie,

Rokitnicy i Bobrku — sami nic nie mieli
Ni w stodole ni w zamku. Kiedy chleba chcieli,
Trzeba było wóz drzewa zawieźć aż do miasta;
Ileż tam tej gotówki na mięso i ciasta,

455 
Gdyż jodłę caluteńką za ośm groszy dano!

Gdy obrączek wóz w nocy w lesie nakrzesano,
Zawieziono do miasta, to ledwo pięć czeskich
Dostawali mój Tatuś, ale to pięć czeskich
Mińcy, mniej więc jak teraz. Bo się dobrze znali

460 
Ojciec z Merklem bednarzem, więc mu dostarczali

Drzewa obrączkowego. Mnie z sobą bierali,
Więc znam Merklów; snać wnuczka owego bednarza
Poszła za Jana Krala, sławnego masarza,
Co mieszka na Rajczuli. I mówże mi który,

465 
Że dla Mleczków mogły być skarbami ich bory,

Że zamiast nędznie ginąć, mogli rąbać lasy.
Aleć byłoli płatne drzewo w owe czasy? —

Podupadli Mleczkowie, a niegospodarni
Synowie, pozbywszy się wreszcie i swej psiarni,

470 
Poszli w świat szukać chleba. Wsie sekwestrowano

I w dzierżawę Niemcowi Lewemu oddano.
Później kupiec z Krakowa czyli to z Czeladzi
Kupił wieś, pan Ignacy Domes, z czego radzi
Byli chłopi Miechowscy, bo się znał na rzeczy. —

475 
Iż odtąd wieś powstała, nikt temu nie przeczy.” —


Właśnie Czempla mijają, widzą — smędu kłęby
Unoszą się nad wiejskie lipy i nad dęby.