Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/148

Ta strona została przepisana.

Jakiś szmer słyszeć ze wsi jak w wieczór brzęk pszczeli.
Przybywszy aż, gdzie chodnik w dwie się stróny dzieli,

480 
Idą dalej, po lewej mijają Jęczmyka

Przy wodzie, i Kańtocha, Krebsa, Waloszczyka;
Przy gruszy fiślikowej na gościniec wchodzą,
Za tłoczącym się ludem ku kościołu godzą.

Miejsce święte, cmentarzu! coś z twymi śpiącymi

485 
Sam też sypiał już wieki, jak kokosz nad swemi

Pisklętami zasypia, lecz gdy jastrząb leci,
Wrzasknie, stawa w obronie, nim pierzchają dzieci:
W łonie gliny i piasków twych spały miechowskiej
Przeszłości pokolenia, na głos trąby boskiej

490 
Z martwych powstać gotowe. Tyś je pokrzywami,

Rozchodnikiem, wrotycą, szczawem, jak skrzydłami
Kokosz swe dzieci, nakrył. W wietrze szepcą trawy
O marności tu śpiących Miechowianów sławy.
Zawsze, gdy pielgrzym z świata w grób świeży zstępuje,

495 
I noc pierwszą odpocznie, cmentarz intonuje

Poważne zmarłych psalmy: Szczawy z wrotycami,
Kłaniając się, witają; osty z pokrzywami
Badają, czy gość nagan godzien, czy pochwały;
Ich zdaniu potakiwa szum cicho wspaniały

500 
Traw i krzaków cmentarza, a pełnym finałem

Kończy lipa, rozrosła nad cmentarzem całym.
Smutneć te dumki! a nim cmentarz z nich się cieszy,
Mimo idący żegna się i dalej śpieszy.

Właśnie stroił się cmentarz dziś do tej muzyki,

505 
Aż oto tłum górników, niosących motyki,

Rydle, łopaty, tłoczy się przez bramę ciasną!
Na widok nadzwyczajny cmentarz, niedziw, wrzasnął
Głosem traw, szczawów, lipy, jak kokosz na wroga,
Przeczuwając, iż przyszła godzina niebłoga.