Całodniowem ciężaru, nogi jako pręty
Wyciągnąwszy od siebie, leży jak zarżnięty.
Cicho nawet u Kóny śród bydła i ludzi.
Cichuśko u Altmana w arendzie; żyd Miera
Także zasnął, on pierwszy w wieczór sklep zawiera.
Salamon z Salamonką, co z zagranic krowy
Sprowadzają, ku stołu nachylili głowy
Gdzie i komu swój towar zbyt tani przedają.)
Nawet ani osika nie drży, cicho stoi!
Nikogo się miechowska osika nie boi.
Inne w świecie osiki, gdy na śmierć patrzały,
Bez żalu, bez litości! Za to ukarane,
Na wieczny są niepokój od Boga skazane:
Drżą, chwieją się, choć wiatrek najmniejszy nie wieje!
Lecz miechowskie osiki, tak donoszą dzieje,
Choćby wiatr drzewa inne wyzywał do boju.
Taką to ciszę nawet niebo widzieć chciało.
Skoro więc na spoczynek swe słonko wysłało,
Otwarło tysiąc ocząt, a wszystkie mrugały
Na cmentarzu pod ścianą wielkiego ołtarza,
Którą czerwony płomień trzech kotłów rozżarza,
Siedzi Ciura, kiep dworski; przy nim jednooki
Podeszwa ze Stawiska, człek chudy, wysoki,
Obrabiał z swą Krasulą, w dwójkę z nią wprzęgniony
Czy do woza czy pługa; jak śród grochu tyka,
Stoi śród nich pochyla postać Łukaszczyka,
Kołodzieja dworskiego, z piką w silnej dłoni —