„Co za głupie wymysły, mnie tu z tym kosturem
Wysłać na nocowanie pod kościelnym murem!” —
Bąknął Ciura z niechęcią: „niech mi no kto powie,
W czyjej to takie baśnie w ylęgły się głowie.
We dnie, to co innego, tego już nie ganię,
Bądź, by zegnać z cmentarza szkólnych gęsi stada,
Albo farską maciorę, co się często wkrada
Na miejsce święte; bądź to rój dzieci Stawiska
Lecz w nocy, moiściewy! na co tu straż stawiać,
Możnaż-li się tu w nocy złodziei obawiać?
Oj, coć ten nasz stan trudny! Przez dzień pracuj, chamie!
A gdy się człowiek nażga, strapi i nakamie,
Nader ciężkiem są jarzmem te pańskie skinienia!
Już wczas rano zaryknął Stimer: »Spiesz się, Ciura!
Przy cmentarzu tam w płocie ogrodu jest dziura,
Załataj ją, bo tędy chłopczyska zuchwale
Ledwo wracam z siekierką, nuż mnie kucharz prosić,
Bym mu raczył do kuchni stós drewek nanosić.
Noszę, aż się z łba smędzi, tu idzie gajowy,
Woła: »Pójdź, Ciura, pomóc zająć kiepskie krowy,
Bo cóż mi tam do zrębu? Lecz gajowy pędzi
Ciurę w zrąb jak w niewolę. Aleć, Bogu chwała,
Ani jedna nas krówka w zrębie nie czekała.
Idziem głodni z wyprawy. Tu, w czasie obiadu,
I bąknął coś do ucha: »Ciura, przynieś dziewkę,