Ciura, przyinieś go do mnie, Zeflę Kucharczewkę!«
Gałganie psi, kreciarzu — myślałem — ja Ciura,
Nie jestem tak podłym jak sekreciarz niemczura.
Gdzie ją posłał inspektor po jakieś tam ciasta.
Południe, a piec zimny! Dziecka nieczesane,
Nieumyte, w koszuli! łóżka nieusłane!
Ja się mroczę, bom głodny; lecz ledwo za progiem,
Że Jejmość rozkazała, bym bez omieszkania
Szedł przez czas południowy strzec pańskiego prania.
Cóż tu robić? Iść muszę, bo Jejmość kazała,
A tu obiad daleki! Tak więc uczta cała
Zjadłem z solą i śpieszę na usługi pana.
Tak strzegę pańskich koszul i mruczę pacierze,
Tu Walek, pokojowy, nie wiem skąd się bierze,
I zamawia do siebie, stawia butów rzędy
Wszystkim służę, jak mogę, a nikt się nie pyta,
Czy Ciura pojadł sobie choć raz dziś do syta.
Już myśli moje w misce przy bulkach i żurze,
Państwo nowe zadania przeznacza znów Ciurze:
Będziesz miał czasu dosyć, gdyż wnet po wieczerzy
Pójdziesz na cmentarz z Pawłem kołodziejem, aby
Strzec miejsc świętych, by się tam nie kłóciły baby!»
Hultaju! pomyślałem: Możno się i tobie
Patrz, byś go nie zapomniał, bo jak trafi kosa
W kamień, możno i z twego łba pokapie rosa.
Nie szedłem na wieczerzę, bo z pańskiego chleba
Żyjąc, nagrody tylko spodziewam się z nieba.