Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/159

Ta strona została przepisana.

Ciura już drzemiącego: „Antoni sąsiedzie,
Czy i wam się tak samo, jak mnie Ciurze wiedzie?”

155 
„Co tam ja,” — rzekł Podeszwa — „we dnie się pracuje,

W nocy się śpi, i koniec. Człowiek się stosuje
Do swych okoliczności. Ja mogę spać wszędzie,
Zawrę oczy i basta; tak też i tu będzie.”

„Antku! spać!” — odparł Ciura — „wszak tu nie o spaniu

160 
Mowa, ale o pracy, o nocnem czuwaniu!

Czy was tu spać posłano? Skorom jest na straży,
Nie chowam ni do siana, ni do sukni twarzy,
Lecz w świat oczy wytrzeszczam. Czy tak, dobrodzieju
Pawle, młynarzu pański, oraz kołodzieju?” —

165 
„Słusznie mówisz,” — rzekł Paweł, o dzidę oparty, —

„Przeciec nas nie wysłało Państwo tu na żarty,
Lecz na straż, by snać ogień, w kotłach rozżarzony
Nie miotał iskr na kościół; my tu dla obrony
Całej wsi postawieni, ważny urząd mamy,

170 
Przed inspektorem ścisły raport z straży zdamy.

I jam we dnie pracował, nie szczędziłem kości;
Wszak człowiek nie chce darmo jeść chleba Jejmości
Ale skoro tu stoję na miejscu święconem,
Toć nie myślę o spaniu. Duszom opuszczonym

175 
Ofiaruję mój pacierz; widząc zaś pogodne

Nademną niebo, zsyłam uczucia swobodne
Tam ku gwiazdom. Tam Ojciec, tam ojczyzna nasza,
Do której mas Bóg swemi światłami zaprasza.
Ileż ja szczęsnych godzin strawiłem dumaniem

180 
Nad tem, co głoszą gwiazdy łubem migotaniem!

Ja uważam, że miłe te niebios oczęta
Wabią nas z doczesności dotąd, gdzie już święta
Wóla boska się pełni bez grzechu i zmazy,
Wszak tu panują ludzkie, tam boskie rozkazy.