Nie chcąc zaś, by się we śnie skleiły powieki,
Odmawia swe pacierze. Przy tem pilnie śledzi,
Czy na ławach babieńca on sam tylko siedzi.
Stała tam słuchalnica, (słuchanie spowiedzi
Wolał tu posiadywać, szczególnie w odpusty.)
Nie wiem, czy usnął Paweł, czy nie, lecz się zdało,
Że zbyt rychło dzień nadszedł, już rano świtało.
Wysze dł Paweł z kościoła, dzidą uzbrojony,
Jako rycerz waleczny, odniosłszy zwycięstwo,
Ciekawy, czy podziwia świat dzielność i męstwo.
Ogień w kotłach już wygasł, smąd się tylko lekki
Nad cmentarzem wił, nakształt napowietrznej rzeki:
Zbladły na firmamencie; rożawe obłoki
Lamowały na niebie ową bramę wieńcem,
Którą wyjść miało słońce z pogodnym rumieńcem.
Paweł stanął na górce cmentarza i oczy,
Puszcza obraz pokoju, który milcząc głosi
Bliskość Boga i serca ku niebu podnosi.
W bujnych z trzech strón ogrodach, kościółek strzegących,
Święta cisza; w topolach, staw otaczających,
Dęby, lipy i olsze, oddychać się boją,
Czując boski majestat w poranku wonności.
Słowik tylko, co lubi w gęstwinach skrytości,
Rozśpiewał się i nuci, jak boski psalmista: