Jejmość, jeszcze leżąca, raczy chlipać kawę
Bez pacierza, chce-li mieć pierwszej damy sławę.
A gdy w śnieżnych pierzynach już się nadto nudzi,
Jakoż na wsi inaczej! Tu po trudnej sprawie,
Zakończonej modlitwą, śpi na twardej ławie
Zdrowy wieśniak, a zatem niebo w związku z ziemią,
Choć niekiedy pod lekką chmur zasłoną drzemią,
Otóż, skoro ich luby syn ze snu powstanie,
Uśmiechają się jemu; już się kur odzywa,
Gąsior gęga, wieprz kwiczy, a słowiczek śpiewa!
Zerwał się ze snu wieśniak, słyszy śpiewów chóry,
Chciwie w zdrową pierś wciąga, błoga ranna chwila
Do szczerej go modlitwy i pracy zasila.
Na wsi nikt nie próżnuje; gdyby zaś sen miły
Przedłużał się, (bo w trudach wyczerpią się siły)
Ciska w oczy śpiącego: — „Hej Podeszwa — gore!”
I owszem ci w Podeszwy marzeniach gorzało;
Spał bowiem jak zarżnięty; lecz gdy słońce wstało
I zaczęło go łechtać promieńmi po twarzy,
Lecz myślał, że jest w domu: Maryś z łóżka wstała
I w skorupkę z węglami i próchnem klepała
Tępą ocelą krzemień; już iskry pryskają
Aż do łóżka, tu w słomie dobrą paszę mają;
Dom napełnia. Tu Maryś krzyczy: „O dla Boga!
Antku, wstawaj, bo ogień!” Podeszwa się zrywa
Żonę, dzieci ratować! — Stanął! Choć nie ziewa:
Otw arł usta, wytrzeszcza oczy, a dokoła