Lecz milczenie głębokie, cisza na cmentarzu!
Widzi się przy kościele, przy głównym ołtarzu
Leży Ciura: Podeszwa duma; już pojmuje,
Że on straży cmentarza z młynarzem pilnuje
Lecz daremno! Nie czeka Antek odpowiedzi,
Lecz, wstydząc się, iż zaspał, z suknią i trepami
Nagle skręcił gdzieś w prawą i znikł za płotami.
W tej samej właśnie chwili słońce, boskie oko,
Jakby zdrowia szukała gdzieś w płucach zbolałych,
Włóczy się po komórce; na lędźwiach zwiędniałych
Obwiesiła łaszątko, niby to spódnicę,
Na głowie zamotówkę, u plec płociennicę,
I kaszel i paciorki niosła do kościoła.
Ledwo wyszła na drogę, słyszy, iż ją woła
Stara Leśna, Helina Stainert, Polka czysta,
Choć zniemczała, tu we wsi podobno wieczysta:
Z wami już jak na boskie czekam zmiłowanie!
A wiecie już o wszystkiem? Z tego wojna będzie;
Ja tych krwawych zawikłań znaki widzę wszędzie.
A mnie wojna nie dziwna! — Znałam Kutusowa,
Ale zginął we Sroce! A więc, moiściewy,
I z wczorajszych zatargów będą krwi rozlewy.
A mogło być bez tego! Bo na cóż te ciała
Zmarłych z grobu dobywać? Jam aże struchlała,
Zmiotła przed Solipiwem, toć to komedyja;