Pies-by mnie politował! Ja, siedząc skurczona,
Ledwo dycham, dopieroż w dół jaki wrzucona
Jakoż tam potem dychać; o Helinko miła,
Wierzcie, jabym na nigdy tego nie przeżyła!”
Zaniosła się na cmentarz. Tu stoi Wikarek
I Kurc Tomek. Pod murem jak oczarowany
Siedzi Ciura i charczy. (Snać snem zmordowany,
Bo szyję z głową zwiesił aż między kolana,
Lub możno o swej żonie marzył i o żurze.)
Cichuteńko położył Kurc rękę na Ciurze,
A usta przylepiwszy aż do ucha, woła:
„Wstawaj, Ciura!” — Jak górnik, gdy w podziemnej skale
Zazdrosnym otoczone kamieniem: obmaca,
Z której strony skuteczną będzie świdra praca;
Już zawiertał proch w same wnętrzności opoki,
Już wsunął źdźbło zdradzieckie w skał otwór głęboki,
Dym, kamieni grad, stępli i okap łamanie,
Potem cisza, — a kamień, dotąd niezachwiany,
Leży u stóp górnika już poćwiartowany:
Tak Ciura, gdy mu w ucho Kortykowe płuca
Ręce, nogi od siebie; bełkoce, wywija
Rękami jako wiatrak, znów skoczył, a kija
Szukając do obrony, jak dziki poziera
Na Wikarka i Tomka i usta otwiera.