Krzyknął upiór — »nie dręcz mnie, twoje bełkotanie
Chcą przenosić umarłych tam na cmentarz nowy.
Ale mnie tu zostawcie! Ja waszej budowy
Nie chcę mieć przy mych kościach. Co mi po kościele?
Niech tu w gnoju Stawiska gniją me piszczele!«
Kościół, więc przy nim będzie twoje spoczywanie.«
»Milcz, kiepie!« szczeknął upiór, »bo ta trzęsawica
Moją jest i Łaszczyka! Kościół i kaplica
Stanie na Krzonowiźnie! Czy pojmujesz, chamie?
Wołam: »Paweł! Podeszwa!« lecz ci na głos trwogi
Wzięli pięty pod pachy, tyleż ich, i w nogi!
Wyście mnie uwolnili Tom ku z tych kajdanów
Rąk trupa, co paliły, jak łańcuch szatanów!”
Krawieckom i wszystkim, co tu śpią, nieboszczykom!
Coś tu gadał na zmarłych, na kościół, Stawisko,
Zasługuje na wzgardę lub na pośmiewisko.
Idź do dom, a wyprostuj twe kości na ławie,
O tej to właśnie chwili już z pola wracali
Ksiądz Proboszcz i Fineska; już chłopcy znak dali
Gwizdaniem, aby dzwonić, już miechowskie dzwony
Ogłaszają Mszą świętą w cztery świata strony,
Nadchodzących wieśniaków do świątyni śpieszą.
Grześ Michalski, kościelny, w zielonym kaftanie,
Który zwykł nosić w święta w pierwszym swoim stanie,
Gdy był pańskim owczarzem, (obecnie karbowym