Który dźwigał rękami i głową Aniołek
Klęczący, niezbyt zgrabny; z pewnością ta scena
Nie widziała pracowni sławnej Torwaldsena. —
Znów, zażywszy tabaczki, Bienek głośno kicha;
„Co, że Księdza nie widać?” — On stula ramiona;
Nie wie! Znowu milczenie. Więc twarz zamyślona
Pana Rektora zwiedza przestrzenie kościoła.
Każdy mur, każdy obraz, każdy kącik woła,
Służbę czynić codzienną w jego kalendarzu
Stało od lat trzydziestu! Onć to świece robił
Woskowe, żółte, proste, on to niemi zdobił
Lichtarze i przypinał różdżki ze wstęgami
Ze chrztem, z ślubem, z położnic wiejskich wywodami
Klękiwał przy Proboszczu, z świecą lub kropidłem,
Przy czem się nie ubiegał za świata mamidłem,
Za pieniądzem! Nie! tylko by swe Amen wszędy
Gdy lud szedł na ofiarę, on drzwiczki otwierał
Poboczne przy ołtarzu. Na lewych zabierał
Miejsce Piotr święty z kluczem, a na prawych święty
Paweł z księgą i mieczem. Wzór obrazów wzięty
Który go odziedziczył po sławnych Tatarach!
Z tej i z owej ołtarza latarnie i ławy
Ichmości i kościelnych niezgrabnej postawy;
W ławie przy zakrystyi, gdy Msza święta cicha,
Ciasne prezbiteryjum dość nisko sklepione,
I od łodzi kościelnej kratą oddzielone.
Zaś dalsza część ma deski we wyższym pokładzie,