W niej po ścianach obrazy w wiejskim wiszą ładzie.
Porównuje z przeszłością przyszłość; a schylony
Ku uszom urzędowym Pana Maja, rzecze:
„Szkoda tych zdrowych murów! Ja temu nie przeczę,
By kościół budowano. Lecz kościół wystawić
Mógłby nowy Jejmości hojność po wsze wieki,
A stary mógł być świadkiem pobożnej opieki
Ichmości, co pokoju bronią grobowego,
By był pokój doczesny zadatkiem wiecznego.
Inaczej rzecz pojmując, inaczej radziła.” —
„Aleć, mój Panie kmotrze,” — odparł Maj — „mówiono,
Że to wskutek słów Waszych w gromadzie zrobiono
Całą sprawę. Nie chcieli ludzie rozwalenia
I uległość rządowi wszystko przyśpieszyły;
By nie Wy, — dom i groby nietknięteby były!”
„Prawdać, prawda, mój kmotrze! Lecz, gdy rząd rozkaże,
Trzeba słuchać! — Jam rektor. — Przecie i na farze
Cóż to wczoraj górnicy z moim Panem bratem,
Kmotrem Majem już w nocy chcieli na cmentarzu?
O tak późnych zwiedzinach nawet w kalendarzu
Kościelnym nic nie stoi. A tą polityką:
Któż rządził, Panie Jasiu?” Maj w kancyjonale
Topiąc oczy, odbąknął urzędownie: „Ale
Zwierzchność moja kazała, pełniłem rozkazy!”
„Toć i ja,” — odrzekł Bienek — „pocóż te urazy?” —