Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/189

Ta strona została przepisana.
375 
Słusznieć Księdza nie widać, kiedy Jegomości

Wciąż ktoś w drogę zachodzi i nieprzyjemności
Sprawia i pogorszenia. Bo najprzód Rebeka
Na leniwą czeladkę z głębi płuc urzeka.
Tu znów żąda parobek pod konia podkowy;

380 
Tu z chlewa wypuszczone gzą się gładkie krowy;

Tu psy wyją. Fineska, co już jest za bramą,
Skomli nazad pędzona, gdyż nie chce być samą.
Zaś w ganku, co z gościńca wiedzie przez ogrody,
Z kańką z wstęgami w ręku Koronowic młody,

385 
(Wszak nie młody, gdyż córka Nastka na wydaniu!

Lecz że ojciec żył jeszcze, tak więc w rozróżnianiu
Ojca od syna zwano ich starym i młodym),
Stoi, czeka na księdza, który szybkim chodem
Już dąży do kościoła. Rękę Wielebności

390 
Całując, Koronowic w wieśniaczej grzeczności,

Zaczął rzecz od Adama wywodzić, a często
Spluwając, lub śród kaszlu gęsta robiąc gęsto,
Objaśniał los kobiety: „że według zwyczaju
Idzie drogą, którą już poszła Ewa w raju,

395 
Nie chcąc niby być samą, niby chcąca męża,

Niby zamiast rodziców słuchająca węża,
Zato niby bezbożnym ukarana Kajnem,
Jest niby naszą matką w porządku zwyczajnym.”
Proboszcz słucha i słucha, a w słusznej obawie,

400 
Ze jeszcze zbyt daleki koniec jest w tej sprawie,

Przerwał mowę: „Takie mi tu nieprzyjemności
I zgorszenie czynicie,” — rzekł w niecierpliwości —
„Krótko a węzłowato powiedźcie, sąsiedzie,
Jaki was to interes dzisiaj do mnie wiedzie?”

405 
„Mnie? Interes! Przepraszam Ojca Wielebnego,

Jam nie dłużnik Proboszcza, za to też żadnego
Nie noszę interesu! Nie jestem bogatym,
Aleć też nie dłużnikiem; pracuję, a zatem