zaliczania się do „rodu kapłańskiego”, kiedy o północy wołano na pańszczyznę, a „przodkowie z wódką się rodzili, z wódką żyli i z wódką ze świata schodzili”. Ponętne być mogło i pouczające malowidło tej odleglejszej przeszłości, ale obok łatwych sposobności do wypowiedzenia się poetyckiego jeżyło się niemałemi trudnościami. Jedną z nich byłoby współzawodnictwo w kreśleniu tej samej epoki z Mickiewiczowskim „Panem Tadeuszem”, którego wpływ zaważyłby wtedy zbyt potężnie na takiej opowieści, drugą brak fantazji twórczej, któraby wypełniła luki we wspomnieniach ojcowskich, stworzyła cały szereg postaci i sytuacyj, nieznanych tym wspomnieniom, a koniecznie potrzebnych dla całości poetyckiej dzieła, trzecią wreszcie i najważniejszą chęć stworzenia epopei chłopskiej górnośląskiej, bo na inną poeta niechętnieby się porywał, a więc utworu, na który w rzeczywistości śląskiej z początków XIX w. nie było materjału.
Parvum parva decent; jakże to hasło można pogodzić z ambitnym zamiarem utworzenia epopei? Tak samo jak w innym wymiarze z „historją szlachecką” Mickiewicza. Nie gatunek poetycki mały i drobny miał wystarczać na siły małego w skromnem, własnem przekonaniu twórcy, lecz zamiary jego miały objąć ma łych ludzi i małe rzeczy według ogólnego przekonania. Małe zaś było wszystko, do czego serdecznem przywiązaniem przywarły się wspomnienia dzieciństwa Bonczykowego, — jakkolwiek w porównaniu z początkiem XIX w. wydać się musiało wspanialsze i lepsze, — bo przecież nie osiągnęło jeszcze tego stopnia rozmachu i szybkiego rozwoju, który nastąpił w drugiej połowie tego samego wieku XIX. I syn mógł rzucić to samo pytanie, co ojciec: Jakież ja Miechowice znałem? — odpowiedź wszakże wypadła nieco inaczej. Znał je większe, bardziej czyniące zadość wymaganiom cywilizacji, nie znał ich jednak lepszemi, przynajmniej nawewnątrz. Znał je różne tak dalece od „starych Miechowic”, iż mógł zdać sobie sprawę, że w latach dziecinnych stał na przesmyku między zamierającą