bezpowrotnie przeszłością, a nadchodzącą przyszłością, w której łonie obok postępu widocznego w wyglądzie zewnętrznym ludzi i rzeczy mieściły się zarody zniszczenia wartości duchowych.
Był więc środek XIX w. przełomową epoką w życiu Górnego Śląska, który ze spokoju krainy rolniczej, porwany w wir przemysłowych zmagań, parł ku nieznanej przyszłości. W co miały się obrócić największe dotychczas dobra tego kraju: religijność i nieświadoma siebie, ale niewątpliwa polskość, na to pytanie nie umiał dać odpowiedzi poeta, chyba w formie gorących życzeń, wyrażających się prostemi, a głębokiemi w swej treści zaklęciami: „Bądź znów Miechowianem!” „Bądźcie zawsze dobrymi, niech was ani trwoga, ani szczęście, od drógi cnoty nie odwiedzie!” W kraju lat dziecinnych ujrzał nietylko sielankę, lecz także zarody tragicznej historji.
Czem była wobec niej troska Bienka, że jego poczęści rzeczywista, a przeważnie urojona wielka rola w dziejach Miechowie nie wyszła w należytem świetle najaw w „Pamiętnikach Szkolarza Miechowskiego”? Wszakże wszyscy starzy Miechowianie niezależnie od tego, jakie znaczenie mieli kiedyś w życiu, maleli wobec pędu, którym byt Górnego Śląska podążał od lat już kilkudziesięciu ku największemu od wieków przeobrażeniu. A przecież tych Miechowian była spora gromada, byli w niej wielcy czyto majątkiem, czy dokonanemi dziełami, czy zdolnością przeczucia przyszłości, czy żywem w swoich osobach wcieleniem cech typowo miechowskich. Zagadnienie nawet samo wielkości lub małości tych postaci stawało się drugorzędne wobec niepewności, czy odtąd żyć będą Miechowice jako pojęcie tylko geograficzne i nazwa miejscowości, nie mówiąca nic więcej od innych, czy też nadal zostaną „centrum śląskiej polszczyzny”, jak niem było Soplicowo dla rejonu litewskiego.
W tak pojętem zagadnieniu polskość Miechowic łączyła się z ich religijnością, z ich wrogą postawą wobec nadciągających zwiastunów niewiary, znaczenia zaś nabierały wszelkie objawy życia religij-