Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/204

Ta strona została przepisana.
80 
Poszedł z nauczycielem Nicią, bądź na łowy,

Bądź na przechadzkę w pole, bo Nicia gotowy
Był na każde skinienie szefa. Aż do młyna
Na Ronocie chadzali. Młynarka Maryna
Była krewną Bijaka. Lecz niecnotnik Nicią

85 
Skosztował od młynarza porządnego bicia,

Który go wszerz i wdłuż dębową zaporą
Mierząc, liczył w nim kości; a taką perorą
Odstraszony mój Nicią, unikał Ronota:
Wszak nawet w młynie milsza cnota niż niecnota.

90 
Zabawny był ksiądz Bijak, ale do kazania

Przenigdy nie miał czasu, lub do spowiadania.
Biegły w modłach strzelistych, kończył o dziewiątej
Nabożeństwo niedzielne, w zimie o dziesiątej;
A nieszporów nie miewał; chciał, by ludzie spali

95 
Po południu, gdyż w tydniu wiele pracowali.

Lecz lud spał nawet rano. Parafija spała,
Zaledwo się nauka księdza zaczynała,
Którą on czytał z księgi; wszak czyste sumienie
Przyśpiesza człowiekowi spokojne uśnienie.

100 
Niedługo bawił u nas ksiądz Bijak; za niego

Posłał urząd innego; — ale ani tego
Nie mieliśmy do śmierci; z miechowskich pasterzy
Ani jeden na naszym cmentarzu nie leży,
Dopiero jak Wielebność śród nas umrzeć raczy.” —

105 
Na te słowa Boncyka twarze wszech słuchaczy

Jak na hasło komendy na niego spojrzały.
Lecz ksiądz Proboszcz zgadując, co powiedzieć chciały,
Z uprzejmością na wargach, z uśmiechem na twarzy
Tak przemówił do gości: „Doświadczeni, starzy

110 
Przyjaciele mej trzody! Jeżeli myślicie,

Że mnie Boncyk uraził, tedy się mylicie.
Czyż ja, ksiądz i wasz pasterz, co do świętej ziemi
Już sta zmarłych spuszczałem, a pomiędzy nimi