Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/207

Ta strona została przepisana.

Zaś Bienek, chwaląc zręczność, z uśmiechem dowodzi,

180 
Że te sztuki przed żoną pow tórzyć się godzi,

Choćby bez obłapiania! — Tu znów się rozśmiali
W miechowskiej serdeczności; lecz, by nie zgniewali
Marcina, próżne kubki co tchu nalewają
I z nim na zdrowie Kasi do dna wychylają.

185 
Stary Kurc, co znał grzeczność wiejską jak pacierze,

Zamachnął w tył kieliszkiem, odchrząknął i bierze
Się do mowy: „Marcinie, Wyście jeszcze młodzi,
Wam więc w gronie nas starych gniewać się nie godzi,
Choćby była przyczyna! Lecz jej, proszę, niema;

190 
Weseliśmy i basta. A co zaś z Waszema

Papiórami, co w wieży niby sto lat spały,
Ma się rzecz coś inaczej. Ja wypadek cały
Noszę w świeżej pamięci. — Owóż, gdy rosyjskie
Wojska, schorzałe, głodne wilki sybiryjskie

195 
Szły przez Śląsk na Francuza, car Aleksy z sztabem

Nocował na Szkarotce. Lecz nie chciejcie, abym
Przy weselu o wojnie gadał. Koniec sprawy:
Iż nam, czy z potrzeb wojny, czy też dla zabawy,
Spalili dach kościoła! Już w tem była nędza,

200 
Że wieś nie miała swego przy kościele księdza. —

Bytom nas zaopatrzał w potrzeby duchowne, —
A tu gore i kościół! Staranie więc główne
Było mocarzów w Wiedniu, cesarza Franciszka
Cara Aleksandra i Wilhelma braciszka,

205 
Czemprędzej zrobić pokój, aby Miechowice

Mogły znów pokryć kościół. To ja kalenice
I wieżę pobijałem szędziołem; w kopule,
Złożyłem owe skrypta w miedzianej szkatule,
Tak kazał nasz Jegomość. Wyć tego nie wiecie,

210 
Chyba Walek, co tedy już też był na świecie.”

„Tego, co prawda, nie wiem” — odrzekł Boncyk — „ale
Marsz kozaków tu przez wieś baczę doskonale.