Nuż się kleszcze otwarły. Jak z procy rzucony
Kamyk, tak zmykał każdy, przestrachem pędzony,
By do wilgotnej ściany przytulić się zadkiem.
Iluż westchnień ta ściana niemym była świadkiem!
W framugach cesarzowie Niemiec w kole stali
Z księgą, berłem, koroną: tak w obszernem kole
Stało framug do kroćset w tarnowieckiej szkole,
Każdy swoję wychełstał tyłkiem rozparzonym!
W tem tylko niepodobien, iż kij przy koronie
Nie na głowie spoczywał, lecz na tylnej stronie.”
Tu śmiechem parskli goście, aż w zagrodzie grzmiało;
A ksiądz Proboszcz, co dotąd baczności miał mało
Nad papióry i okiem badał gości koło.
Więc pan Maj, obersztajgier, jeszcze z łzami w oku
Tłomacząc śmiechy grona wesołego, z boku
Do księdza mówi: „To pan sztajgier opisuje,
Znów ksiądz Proboszcz myśl topi w pismach, lecz pan Bienek,
Mając na pogotowiu dla kmosia przycinek,
Rzecze: „Aleć rzecz dziwna, że do waszej głowy
Nie było innej drógi, jak z zadniej połowy.”
„Któż pojmie preceptorów? Lecz któż może za to!
Ja mu nawet przebaczam, wszak lekarze sami
W swych praktykach równemi zwykli iść drogami.
Na przykład doktor Wichman, (jużcić on śpi w ziemi!)