Żadna w biblijotece naszych Panów księga.
Za wieczerzę dziękuję. Mój księży żołądek
Już od wielu lat ściśle chowie swój porządek:
O tym czasie już nie jeść. Lecz o szklankę wody
Historycznych początków naszej wsi ogłoszę.
Lecz w jedzeniu i piciu, toć już Panów proszę
Nie chcieć uważać na mnie. Pijmyż wprzód, Panowie,
Miłych naszych wesela Gospodarzy zdrowie.”
Lala, krążąc, sok czysty w kubki. „Niech rodzina
Koronow iców żyje, miech żyje, niech żyje!”
Krzykli wszyscy; ksiądz Proboszcz w ypił, kubek kryje
Pod swą tekę, co znaczy, że już pić nie będzie;
Śród brzękania talerzy i kości chrupania
Opowiada ksiądz Proboszcz co wiedział z czytania:
„Za panowania w Polsce króla Bolesława,
Którego gwiazda zgasła, odkąd Stanisława
W obawie swych majątków, nawet życia straty,
Nie chcąc lizać stóp króla, woleli wychodzić
Z ojczyzny, niż z grzechami króla się pogodzić.
Tedy to, powóz ciężki z siennemi drabiny
Lecz nie stanął ma polu, choć powróseł snopy
Wiózł, jak gdyby miał zwozić zboża liczne kopy.
Jechał aż do wieczora, jechał mocą całą,
Jechał dnia następnego, chwilkę tylko małą
Idzie Wach ku powrósłom, ostrożnie odsłania
Pęk majsporszy, — przemawia, — płacze, znowu cieszy
I posiłku podaje, potem dalej śpieszy.